|
|
|
|
|
|
nie bronie go... wiem, wiele razy sie o to z nim kłuciłam, że sam doprowadził do takiej sytuacji i teraz nie potrafi tego kulturalnie zakończyć... któregos razu spakowałam mu torby i wystawiłam za drzwi... ale On jest mój... będę o niego walczyła, ona jest tu trzecia, my jesteśmy ze sobą prawie 7 lat, poświęciłam na prawdę bardzo bardzo wiele dla tego związku i nie zamierzam się teraz poddać... a co do kobiet które wchrzaniają się w czyjś związek... nie raz już o tym mówiłam-nie mam dla nich szacunku, bywałam w różnych sytuacjach, ale zawsze potrafiłam się wycofać... nie lubię gdy ktos cierpi z mojego powodu... _________________
|
|
|
|
|
|
|
|
bedziesz walczyla - pewnie nie poraz ostatni i pewnie wygrasz - i co tak chcesz zyc? - miotac sie ciagle, cierpiec, walczyc???!!! Walczyc- wygrywac - slusznie i pieknie ale pytanie czy jest o co???????? Ten facet i tak sie nie zmieni
wywalczysz sobie nastepne 7, 10, 20 lat takiego zycia- a on jeszcze bardziej utwierdzi sie w tym ze wszystko moze i wszystko mu wolno i sie jeszcze o niego bija!
moze gdybys "przegrala" walke o niego wygralabys szanse na inne zycie, inne relacje i "inny rodzaj" milosci i jakosci zwiazku pomiedzy kobieta a mezczyzna.
dla mnie w Twoim przypadku - z tego co piszesz - to nie ma naprawde o co walczyc a raczej o kogo. no ale to Twoje zycie i tylko Ty decydujesz ( nie zwalajac winy na swiat dokola) jakie ono bedzie. przestaje sie juz wtracac. i zycze powodzenia!!!!!!!
|
|
|
|
|
|
|
|
masz dużo racji... tyle, że ja nigdy z innym mężczyzną nie byłam, obecnego i jedynego poznałam w wieku 14 lat... niemal mnie wychował, całe lata marzyłam o tym, żeby być matką dla jego dzieci-trudno sobie wyobrazić, że mogłoby być inaczej... _________________
|
|
|
|
|
|
|
|
tez sobie tego kiedys nie wyobrazalam ale jednak mialam odwage odejsc od tego ,,pierwszego" nie zaslugiwal zeby z nim byc _________________
|
|
|
|
|
|
|
|
ja bylam w niemal identycznej sytulacji (mialam 16 lat) - reszta (z tego co piszesz ) identyczna. Problem jest w tym ze nasze wyobrazemie czy marzenie i wizja zwiazku - ktory przeciez moglby byc tak wspanialy a my bysmy daly wtedy wszystko wszystko z siebie -nie zawsze idzie rownolegle z rzeczywistoscia. I jak ten zwiazek wyglada to niezalezy tylko od nas ale druga strona musi miec takie samo pragnienie, wrazliwosc, poglady. Ja nie wyobrazalam sobie zycia z kims innym -za nic na swiecie - i 8 lat bronilam to swoje "wyobrazenie". Nie pisalaby tego wszystkiego gdybym nie rozumiala co Ty czujesz - nie bardzo lubie sie "wywnetrzec" pozatym jestem dyslektyczka i pisanie nie nalezy do mojego "hobby". i zdaje sobie sprawe ze pewnie i tak to co pisze Cie nie "obudzi" ale troche szkoda Ciebie bo jestes chyba b. fajna dziewczyna z duzym potencjalem - tylko troche wiecej wiary w siebie, szacunku do samej siebie (skonczenie studiow, praca i zycie na wlasny rachunek bardzo, bardzo pomagaja w odnalezieniu siebie i w samoocenie). I moge dac Ci slowo honoru - ze nie zawsze pierwszy facet to jest ten wlasciwy! Drugiego to my wybieramy, znajac siebie sama duzo lepiej i wiedzac juz co jest dla nas najwzniejsze i co najbardziej cenimy.
edytowany: 2 razy | przez red" | ostatnio w dniu: 20-03-2007 13:10
|
|
|
|
|
|
|
|
Bardzo się cieszę red, że odpisujesz na moje posty... ja wiem co chcesz mi przekazać i jestem Ci wdzięczna... wiem, że to co mówisz jest prawdziwe... tylko, że taka pierwsza wyidealizowana miłośc-w tym wypadku nawet od pierwszego wejrzenia, jest pełna nadziei i cierpliwa... był taki okres w naszym życiu, gdy oboje zmierzaliśmy do jednego celu-pełna harmonia... chciałabym, żeby znowu tak było, wydaje mi się, że ja się bardzo staram, bo na prawde daję z siebie co mogę... i odnoszę wrażenie, że on mnie nie docenia... czasami przemyka mi przez głowę myśl, że mnie nie kocha-zwłaszcza, gdy muszę się martwić o te trzecie czuję wtedy, że bardziej mu zalezy na tym, żeby ONA była zadowolona, niż na tym, żebym ja nie musiała płakać być może przyjdzie taki dzień, gdy się poddam, a może zrani mnie do żywego tak mocno, że nie będe mu potrafiła wybaczyć po raz kolejny... na razie prę do przodu, choć czasami mam wrażenie, że życie umyka mi między palcami... teraz nie narzekałabym tak bardzo, bo ciesze się, że to co ostatnio było najgorsze między nami już przeminęło-problem chyba w tym, że nie do końca mu ufam... _________________
|
|
|
|
|
|
|
|
gdy ja placze to mojemu mezowi peka serce i nie pozwala mi plakac, zrobilby wszysttko dla mnie i robi wszystko bym byla szczesliwa - on mnie bardzo kocha i ja to czuje. Ani mi , ani jemu do glowy nie przyszlo by robienie czegos co moglo by sprawic bol drugiej osobie. mamy do siebie bardzo duze zaufanie ( pewnie myslisz ze jestem tu naiwna - nie - do tego doroslam i wynika to z relacji jakie mamy - o pierwszego faceta bylam chorobliwie zazdrosna - myslalam ze taka juz jestem a teraz mysle ze to tamten uklad mi takie zachowanie i niepewnosc podpowiadal).
Ja skonczylam moj pierwszy zwiazek nie dlatego ze nie moglam juz wybaczac - skonczylam bo do tego dojrzalam. koniec nie byl latwy - tralmatyczny - on nagle "przejrzal na oczy" , obiecywal zmiany, poprawe , nastepnie byly szyntaze -on sie zabije (zaczelam chodzic z nim do psychologa - chcialam pomoc mu pogodzic sie z sytulacja),(zabawne, jak przestajesz "walczyc" to on nagle szaleje wcale nie pozwala odejsc! ), potem rozbijal sobie glowe, jak to nie pomoglo zaczely sie grozby pod moim adresem i moich bliskich i tak przez prawie rok - pracowalismy razem wiec nie latwo bylo sie odciac. po roku udalo mi sie urwac kontakt - duzo mnie to kosztowalo - zmienilam miejsce zamieszkania , 3 razy numer telefonu. Z jedna z tych jego "trzecich" sie zaprzyjaznilam (zycie potrafi byc zaskakujace!)i tu sie dopiero sie posypalo jak nasz byly zwiazek wygladal z boku...tych trzecich bylo bardzo wiele i wcale nie platonicznych.... mimo ze byl to moj jedyny facet i bylismy prawie 24 godz na dobe... zdecydowalam sie zrobic badania na aids.
on od lat probuje nawiazac ponownie kontakt ze mna. podobno jak teraz slysze bylam miloscia jego zycia
edytowany: 1 raz | przez red" | w dniu: 20-03-2007 17:08
|
|
|
|
|
|
|
|
jak masz chwile czasu to przeczytaj tez
kobieta.gazeta.pl/wysokie-obcasy/1,53662,3955608.html?as=1&ias=3&startsz=x
|
|
|
|
|
|
|
|
Pamietacie mnie?? Ja tez chcialam walczyc ale miedzy innymi dzieki wam doszlam do wniosku ze nie warto, bo jesli sie kocha to swiadomie nikogo sie nie rani...a moj chlopak (ex) mnie nie kocha a nie mozna w zwiazku kochac za dwoje...ja tez nie wyobrazalam sobie zycia bez tego mezczyzny, ze moze byc inaczej niz mialo byc...ale powoli zaczynam rozumiec ze zalsuguje w zyciu na to by ktos zawalczyl o mnie a nie zebym to ja zawsze walczyla o kogos...na dodatek bezskutecznie bo jesli sytuacja sie powtraza to chyba po prostu niewarto. Ponoc w zyciu nie popelnia sie dwa razy tego samego bledu, a juz na pewno dwa razy nie rani sie tak bardzo kochanej osoby, a jesli sie rani tzn ze sie nie kocha...
pozdrawiam
|
|
|
|
|
|
|
|
pewnie, że pamiętamy jak się trzymasz Margot? _________________ Pozdrawiam - Dalia
|
|
|
|
|
|
|
|
Jakos po mału wracam do życia, mam kilometorwe zalegosci na uczelnii i niedlugo rodzina sie do mnie nie odezwie ale poza tym chyba jest juz lepiej, chyba duzo zrozumiałam moze nawet dzieki temu wszystkiemu dojrzalam. Ale sa takie chwile gdzie strasznie jest smutno...ale na szczescie jest ich coraz mniej
|
|