chciałam dodać dalszy ciąg tej historii... miłości (?) odnalezionej po latach
Spotkaliśmy się na pierwszej randce, pierwszej po latach niewidzenia i braku kontaktu.
I było cudownie, swobodnie (tzn. trochę zdenerwowania było - ale rozeszło się dość naturalnie). Randka trwała 1,5 dnia
Była kawa, wino, piwo, kino, pocałunki, wspólne posiłki, było bycie razem. No dobra, przyznam się bez bicia, bo był też seks
- nie podczas pierwszej ale drugiej nocy można powiedzieć... W sumie spodziewałam się tego i chciałam, więc nie dziwię się, że się zgodziłam, bo to ja ostatecznie byłam stroną decydującą - i wiem, że gdybym się nie zdecydowała, to bym żałowała, tym bardziej, że nasze spotkania na razie nie będą zbyt częste. Nie chce mówić, że teraz mam zamiar nadgonić w tempie ekspressowym te minione lata ale czuję, że mamy szanse na prawdziwy, normalny związek dwojga ludzi, którzy chcą ze sobą być i cieszą się tą obecnością.
I muszę przyznać, że na razie i oby tak dalej... nie żałuję żadnej z chwil, a raczej każdą z chwil spędzonych razem wspominam z wielkim sentymentem.
Dalsze plany obejmują kolejną randkę za 1,5 tygodnia, potem spotkania w przerwie świątecznej a potem... wspólny Sylwester i kilka dni razem w Londynie
A co dalej, czas pokaże...