|
|
|
|
|
|
Jazzzia-to co babka nam powiedziala na socjologii dotyczylo psychiki a nie afiszowania sie przed osobą,ktora wypiera nasze uczucie;)
Rozumiem,ze masz cudownego męża i podtrzyjuje moje wczesniejsze slowa-widocznie masz w sobie cos,moze wlasnie tą szczerość czy uczuciowość,ze on akceptuje Cie w calosci łącznie z tym,ze darzysz go przyjaznia a nie miloscią.
Wiesz-czasami osoby dopiero wtedy doceniają tych,ktorzy naprawde je kochają,kiedy poznają inną,chamską osobę,wtedy w zderzeniu tych 2 osob dostrzegamy całą dobroć i szczęście z jakim żyjemy.
Nie wiem czy milosci mozna sie nauczyc,wymusic,itd.ale zapewne mozemy ją z czasem w sobie odkryc,ale to Twoje zycie.
Jazzzia-jeszcze nasunelo mi sie 1 pytanie-moze sie wydac bez sensu niektorym,ale ono ma sens:-czy gdyby Twoj mąż zaczął spotykac sie z inną(tak czysto hipotetycznie)czułabys wtedy zazdrosc? _________________
bo męska rzecz-być daleko,a kobieca wiernie czekać............
edytowany: 1 raz | przez toxic | w dniu: 25-09-2008 18:50
|
|
|
|
|
|
|
|
jazzzia napisała: |
Ja sama trzy razy próbowałam się zabić, raz jak byłam już żoną. |
więc małżenstwo też nie rozwiązało Twojego problemu,
będąc panną, czy mężatką czy rozwódką wciąż będziesz kochać tamtego, zamknęłaś ludziom buzie a i tak cierpisz, więc jaki był naprawdę sens waszego małżeństwa ?
trochę to dla mnie nie zrozumiałe,
a wogóle dlaczego twierdzisz że psycholog jest dla wariatów, to taki sam lekarz jak inni a pomaga ludziom rozwiązywać problemy z którymi sobie nie radzą, co nie oznacza że ktoś kto korzysta z jego pomocy odrazu ma coś nie tak z głową _________________
|
|
|
|
|
|
|
|
No bo tak to jest z prawdziwą miłościa. Nic jej nie zniszczy. Sens małżeństwa był taki że ludzie przestali się nade mną znęcać... A co do psychologa to jeśli ty cały czas byś słyszała że partnera nie kochasz, że sobie coś wymysliłaś, że to tylko objaw twojej choroby psychicznej i twoje miejsce jest jedynie w paychiatryku przez kilka lat to raczej też byś nie ekscytowała się radą - idź do psychologa.
|
|
|
|
|
|
|
|
pewnie że bym się nie ekscytowała, ale co to za życie jak ty się tak teraz męczysz, a najgorsze jest to że jak nie znajdziesz rozwiązania z tej dziwnej sytuacji to będzie jeszcze gorzej, pozostaje Ci liczyć tylko na to że Twój mąż dostżerze że to co zrobiliście było pomyłką i pozwoli Ci odejść,
narazie to sie musisz jakoś pozbierac, bo to co piszesz jest bardzo smutne, jestes młodą kobietą i jeszcze dużo pięknych chwil przed Toba, więc nie poddawaj sie i idz do przodu,
jeśli Cię to pocieszy to nie jesteś pierwszą ofiarą bezmyślnego paplania głupich ludzi, _________________
edytowany: 1 raz | przez mała 26 | w dniu: 26-09-2008 10:34
|
|
|
|
|
|
|
|
Ale kto mnie zatrzymuje? Mnie nikt nie zatrzymuje w tym małżeństwie więc nie wiem skąd te wnioski że mąż mnie trzyma siłą. Ja sama chce być jego zoną i w przeciwieństwie do innych ludzi dla mnie przysięga ślubna to świętość. Ja przysięgałam że będę z nim aż do śmierci. Ja nie łamię raz danego słowa.
|
|
|
|
|
|
|
|
przepraszam, myślałam że chcesz odejść ale nie możesz tego zrobić ze względu na niego,
a co do przysiegi to ślubuje sie miłość, wierność itp, więc jak chcesz dotrzymać słowa to poprostu go pokochaj bo to między innymi mu przysięgałaś,
nie wiem, potwierdzam to co wcześniej pisały dziewczyny, nikt nie ułoży życia za Ciebie i nie da Ci idealnych wskazówek co robić, sama musisz podjać jakąs decyzję bo sama wiesz co będzie dla ciebie najlepsze
w każdym bądz razie ja życzę Ci wszystkiego dobrego, żeby Ci sie to jakoś poukładało i żebyś była szczęsliwa _________________
|
|
|
|
|
|
|
|
Co do przysięgi ślubnej napisałam już na pierwszej stronie: "Ja mu przysięgałam przed ołtarzem. Wiem, że miłości mu miłość także obiecałam. Ale nie umiem go pokochać. Ale oprócz uczucia obiecałam mu wierność i uczciwość. Nie okłamuje go, nie zdradzę go, nie zostawie.." Ale już chyba się nie chciało czytac co?
Nie wiem może ty mała jesteś taka zdolna że dla ciebie odkochanie się to pstryknięcie palcami i już nie kochasz. Ja takich zdolności nie mam. Jestem monogamiczna i potrafię kochać tylko jednego mężczyznę a nie dwóch.
|
|
|
|
|
|
|
|
trudna sprawa nie wiem jak Ci pomóc _________________ "Bo miłość jak ogień rozpala nasze serca, i płonie tak co dzień..."
Zbuntowana 18-tka;)
|
|
|
|
|
|
|
|
Jazzia-nic nie piszesz jak sie zachowywalaś,tzn.w jaki sposob okazywalas swoje uczucie do tej prawdziwej milosci,ze wytykano Ci,ze nie umiesz kochac itd.
Będąc zakochanym robi sie różne dziwne rzeczy,mozna komus zarzucic,że ktos stracil glowe,robi cos nieracjonalnie,ale co to za argument ze nie umie kochac-na jakiej podstawie??
Moze te proby samobojcze byly jakims czynnikiem,ktory spowodowal,ze inni mieli obiekcje co do tamtego uczucia?
Moze faktycznie potrzebujesz rozmowy ze specjalistą,wygadania sie bezstronnej osobie,ktora pomoze Ci rozwiązać tą trudną dla Ciebie sytuacje,skoro posunelas sie do tak ostatecznych krokow jak proba samobojcza i to nie 1 raz ale 3 wiec uwazam,ze nie powinnas zostawic biegu spraw samym sobie,bo po 4 razie moze juz nie byc 5.
Specjalista nie jest przypięciem etykiety"dla wariatów"-w obecnych czasach stał sie jednym z wielu lekarzy. _________________
bo męska rzecz-być daleko,a kobieca wiernie czekać............
|
|
|
|
|
|
|
|
dla jasności, czytałam dokładnie i nie musisz sie unosić, a skoro przysięgałaś miłośc, wierność i uczciwość to przepraszam ta przysiega juz w 1/3 jest guzik warta, co znaczy że nie do końca traktujesz ją poważnie, niestety ale trzeba ponośić konsekwencje tego co się mówi i robi _________________
|
|
|
|
|
|
|
|
toxic to było na tej zasadzie że ja z tamtym chłopakiem się spotykałam. Wiadomo wszyscy zaczęli mnie wypytywać czy mnie coś łączy z nim i czy coś do niego czuję i ja zgodnie z prawdą odpowiadałam, że tak, czuję coś do niego... I już wtedy padały słowa że niemożliwe że ja wiem co to miłość. On poznał inną, powiedział, że z nią chce spędzić życie i wyjechał w świat wraz z tamtą dziewczyną. No a ja byłam sama. I znów były pytania czemu ja się z nikim nie spotykam to mówiłam że nie widze potrzeby... Ale to już było na tym poziomie gdzie wszyscy (rodzice, przyjaciele) mi mówili że ja nie umiem kochać, że jestem do niczego, że miłość nie istnieje a to co ja czuję to wynik mojej choroby psychicznej bo miłość nie istnieje. A chciałam się zabić bo miałam dość upokarzania mnie i robienia ze mnie chorej wariatki. Moi rodzice byli nawet zdolni do tego że poszli na moją uczelnie i naopowiadali dyrektorowi że jestem chora psychicznie a ten mnie zawiesił. Dlatego też próbowałam się zabić. Znajomi, przyjaciele, praktycznie wszyscy sie ode mnie odwrócili bo uważali że jestem szurnięta bo twierdzę że kocham. Rodzina traktowała mnie jak więźnia, kiedy nie wracałam na czas do domu to dzwonili na policję i nawet 2 razy policja mnie do domu odwiozła bo oni naopowiadali niestworzonych rzeczy o mnie... A to tylko dlatego że to co czuję do dziś według nich wszystkich miłością nie jest a jakimś zaburzeniem. Mi psycholog nie potrzebny, ich trzeba leczyć.
mala to po co pytasz skoro odpowiedz padła wczesniej?
|
|