Mam bardzo podobną sytuację.jestem z facetem, który ma dziecko w wieku 12 lat.Jesteśmy razem 2 lata.Mieszkamy przeszło rok ze sobą.Do dzis nie znam jego syna.Opowiada, ze mały nie chce mnie znać, że jak słyszy tylko moje imie to płacze.
Zaczęłam zachowywać sie tak jak Ty.Kontrola, kontrola i jeszcze raz kontrola(dosłownie wszystkiego).Meczyło to mnie.A jak mojego narzeczonego musiało.
Trwało to tak długo,aż nie było wyjścia z sytuacji.Jego jeszcze rozmowa z dzieckiem, miła z byłą żoną.Wpadłam we wściekłosc.Spakowałam sie i uciekłam.Juz nastepnego dnia myslałam-co ty głupia zrobiłas.
Trwało tak przez 4 dni.Zupełnie oddzielnie, ale i tak starałam sie miec kontrole nad nim.I tak-mimo, ze ja powiedziałam koniec to dzwoniłam.
Potem musielismy sie spotkac, żeby załatwic reszte spraw nas łączących.Myślałam, ze mnie skreci od srodka ze zdenerwowania.
Mieliśmy troche czasu wolnego.w Banku kazano nam przyjść za dwie godz.Pojechalismy do niego-na kawe.
To był moment kiedy bez nerwów, spokojnie mogliśmy porozmawiać.Poprosiłam,by zrozumiał moje obawy.On kazał zrozumieć mi siebie-tzn-ta moja kontrola go dobijała.Czuł sie jak w klatce.
I tak naprawde to ja byłam winna temu, ze miedzy nami przestało układac sie tak jak na poczatku.
KOCHAMY SIĘ.Wiemy to oboje.Bedziemy znów budowac i cementowac nasz związek.
Jutro wyjężdza z dzieckiem na wakacje.Mamy 10 dni na zdynstansowanie sie do siebie.Potem może byc juz tylko lepiej.
Nad jednym tylko musze pracować-nie pytac tyle, nie zagladac w telefon, nie sprawdzac portfela, rachunków.
Ni płakac po kazdym spotkani jego z synem-bo przeciez to nic złego.Zawsze byłam jak z krzyza zdjeta, czułam sie taka zdradzona i zraniona.Tylko cos naturalnego, że spotyka sie z małym.Jak sie nie opamietam zamecze jego i siebie.I zniszcze cos najcenniejszego w zyciu-naszą miłosc.
Mysle, ze w Twoim przypadku było dokładnie to samo.Złapać i nie puścic, aż sie udusi.
My jestesmy wolne i nasi mężczyźni też.Muszą miec troche tez wolności-mozliwości oddychania.
Życzę Ci powodzenia.I szybkiego pogodzenia