|
Miał silną potrzebę samotności i odrębności, z czym jego żona nigdy nie mogła się pogodzić. Skoki spadochronowe, wyprawy z kumplami na safari – nie można było patrzeć, jak Eliza się męczy, spędzając kolejny wieczór samotnie. Była typową domatorką, podczas gdy on dom trakto-wał jak odległą ideę, nie do końca zgodną z jego systemem wartości. Jak to się stało, że w ogóle wpadł na pomysł, aby się ożenić? Przyczyną musiało być gorące i szalone uczucie do Elizy, które wybu-chło, kiedy tylko się poznali, nagłe i silne. Iwonie zawsze się wydawało, że Adam traktował to małżeń-stwo trochę jak jedną ze swoich wypraw w nieznane, a kiedy rozeznał się już w terenie, znudził się i zaczął szukać adrenaliny gdzie indziej. W swoich pasjach, podróżach. Miejsca dla Elizy w jego życiu było coraz mniej.
Dlatego w głębi duszy Iwonie ulżyło, kiedy przyja-ciółka zaczęła przebąkiwać o rozwodzie. Nareszcie zazna spokoju i znajdzie kogoś odpowiedniego! Wyję-ła z opakowania nową chusteczkę.
– Weź to. Wiem, musisz czuć się podle.
– Wiesz, co jest najgorsze? – zapytała Eliza, wyciera-jąc nos.
Iwona popatrzyła pytająco.
– Chcę tego rozwodu, ale czuję się, jakbym traciła grunt pod nogami. Nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Nie wiem, czy dam sobie radę. Jak będzie wyglądało moje życie?
Iwona już miała zapewnić ją, że wszystko się ułoży i że wątpliwości są zupełnie naturalne w jej sytuacji, gdy zadzwonił dzwonek przy drzwiach, oznajmiając czyjeś nadejście. O dziwo, nie był to listonosz.
– Rety, klient! – Przeraziła się Eliza, starając się wy-trzeć rozmazany tusz wokół oczu.
– Idź, ja się nim zajmę – szepnęła Iwona, spoglądając na czarne ślady makijażu na twarzy przyjaciółki.
Eliza znała Iwonę piętnaście lat i dobrze wiedziała, co oznacza ten błysk w oku. Nie mogła zaprzeczyć, że przyjaciółką powodowała chęć pomocy, ale widać było jak na dłoni, że mężczyzna, który właśnie wszedł do środka, najwyraźniej jej się spodobał; delikatnym gestem poprawiła grzywkę. Eliza, mimo wszystko, uśmiechnęła się pod nosem i spokojnie ruszyła na zaplecze. Była pewna, że klient nie opuści sklepu z pustymi rękami…
Mężczyzna rozejrzał się uważnie po wnętrzu.
– Bardzo klimatyczne miejsce! – zwrócił się do Iwony, a na jego policzkach pojawiły się ujmujące dołeczki.
– Prawda? – Dziewczyna zaprezentowała najbardziej czarujący z bogatego wachlarza ujmujących uśmie-chów, ćwiczonych latami przed lustrem. – Wprawdzie to dzieło mojej przyjaciółki, ale ja jej pomagałam.
– Jak to dobrze mieć przyjaciół – zauważył.
– Może w czymś panu pomóc? Coś doradzić?
Eliza na zapleczu za pomocą chusteczki i nawilżającego kremu do rąk próbowała zmazać z twarzy charakteryzację smutnego klowna. Z zaciekawieniem śledziła jednak poczynania Iwony w roli sprzedawcy. W duchu robiła zakłady sama ze sobą, w którym momencie facet odpuści i zrejteruje. Czy nastąpi to w okolicach obrusów, czy jednak wykaże się hartem ducha i wysoką kulturą osobistą i dotrwa aż do swetrów, cały unurzany w oceanie słów.
Zza drzwi, nieco stłumiony, dobiegał dwugłos.
– W zasadzie tak. – Klient przyjął propozycję z wyraźną ulgą. – Szukam prezentu.
– Dla mamy? Dla babci? – podpytywała Iwona, sądząc, że wykazuje się niebywałym sprytem.
– Dla żony – odparł, rozglądając się wokół, wyraźnie przytłoczony mnogością możliwości.
– Ooo… – Z ust Iwony wyrwał się jęk zawodu. – Obawiam się, że dla żony nic ciekawego pan tutaj nie znajdzie – dodała, gubiąc cały entuzjazm.
Eliza, usłyszawszy, jak jej przyjaciółka właśnie mar-nuje rzadko nadarzającą się okazję sprzedania cze-gokolwiek, musiała zrezygnować z przypudrowania nosa i czym prędzej opuściła zaplecze.
– Ależ koleżanka sobie żartuje! Zaraz znajdziemy coś odpowiedniego. Proszę powiedzieć, jakie żona ma preferencje. Co lubi?
|