|
W grubych skarpetach, flanelowych spodniach i koszulce weszła po schodach, żeby przeobrazić się ze zmęczonego markizożercy w piżamie w eleganckiego fotografa weselnego.
Zignorowała niepościelone łóżko – po co je ścielić, skoro i tak znowu je rozkopie? – i nieład panujący w sypialni. Gorący prysznic, do spółki z cukrem i kofeiną, pomógł jej oczyścić umysł z ostatnich pajęczyn snu i skupić się na czekającej dzisiaj pracy.
Miała oblubienicę zainteresowaną oryginalnymi zdjęciami, pasywno-agresywną matkę panny młodej, której wydawało się, że wie najlepiej, pana młodego zakochanego tak bez pamięci, że zrobiłby wszystko, aby uszczęśliwić przyszłą żonę. I zarówno pan, jak i panna młoda byli naprawdę fotogeniczni.
Ostatni element sprawiał, że praca Mac będzie zarówno przyjemnością, jak i wyzwaniem. Czy uda jej się zabrać państwa młodych w fotograficzną podróż, która będzie wspaniała, a jednocześnie będzie należała tylko i wyłącznie do nich?
Kolorystyka panny młodej, pomyślała, robiąc w pamięci notatki, kiedy myła krótkie, postrzępione rude włosy. Srebro i złoto. Elegancka, lśniąca.
Widziała już kwiaty i tort – dzisiaj czekały tylko na ostatnie poprawki – kotyliony i obrusy, stroje obsługi, czepeczki. Miała kopię repertuaru orkiestry, z zaznaczonym pierwszym tańcem pary młodej, tańcem matki z synem i ojca z córką.
I tak, pomyślała, przez kilka następnych godzin jej świat będzie się obracał wokół Roda i Alison.
Wybrała strój, biżuterię i makijaż z niemal taką samą starannością, z jaką naszykowała sprzęt. Obładowana wyszła na dwór, żeby pokonać niedużą odległość, która dzieliła domek przy basenie od dużego domu.
Śnieg lśnił jak pokruszone diamenty na futrze gronostaja, powietrze było zimne i czyste jak górski lód. Mac koniecznie musiała zrobić kilka zdjęć na zewnątrz, w dziennym i wieczornym świetle. Zimowy ślub, biały ślub, śnieg pokrywający ziemię, szron lśniący na drzewach, skapujący z nagich wierzb nad stawem. I stary, wysoki i rozłożysty, fantazyjny wiktoriański dom, z łamanymi dachami, łukowatymi i okrągłymi oknami, miękki błękit na tle szarej kopuły nieba. Tarasy i szeroki portyk świętowały zimę girlandami świateł i morzem zieleni.
Mac często obserwowała budynek, idąc, jak teraz, żwirowanymi alejkami. Uwielbiała linie domu, jego krzywizny i kanty, delikatny odcień bladej żółci i kremowej bieli na miękkim, subtelnym błękicie.
|