|
Kiedy dorastała, Brown Estate był jej domem nie mniej niż własny. A w sumie bardziej, przyznała sama przed sobą, ponieważ u niej w domu rządziły chimeryczne kaprysy matki. Rodzice Parker byli ciepli, otwarci, kochający
i – uznała teraz Mac – zrównoważeni. Ofiarowali jej w burzliwym dzieciństwie cichy port.
Kiedy oboje zginęli prawie siedem lat temu, nosiła żałobę po nich tak samo jak przyjaciółka.
Teraz Brown Estate był jej domem. I miejscem pracy. Życiem. I to dobrym, pod każdym względem. Co mogło być lepsze od robienia tego, co kochasz – i to razem z najlepszymi przyjaciółkami, jakie kiedykolwiek miałaś?
Weszła tylnym wejściem, powiesiła w sionce sprzęt do robienia zdjęć na zewnątrz i poszła zajrzeć do królestwa Laurel.
Jej przyjaciółka i wspólniczka stała na stołku i pedantycznie układała srebrne lilie na pięciu piętrach weselnego tortu. Każdy kwiat rozkwitał na złotym liściu akantu, co razem dawało lśniący, pełen elegancji efekt.
– Pierwsza klasa, McBane.
Laurel pewnym ruchem położyła kolejną lilię. Włosy w kolorze słońca zwinęła w niedbały węzeł, który bardzo pasował do jej trójkątnej twarzy. Przy pracy mrużyła w skupieniu oczy, błękitne jak niezapominajki.
– Tak się cieszę, że zgodziła się na lilię pośrodku zamiast lukrowych figurek państwa młodych. To ona nadaje cały szyk. Poczekaj, aż ją położymy, kiedy już go przewieziemy do sali balowej.
Mac wyjęła aparat.
– To będzie dobre zdjęcie na stronę internetową. Mogę?
– Oczywiście. Przespałaś się choć trochę?
– Położyłam się dopiero o piątej, ale spałam do południa. A ty?
– Poszłam spać o wpół do trzeciej, wstałam o siódmej, żeby dokończyć tort dla pana młodego, desery i to. Cholernie się cieszę, że następny ślub mamy dopiero za dwa tygodnie. – Zerknęła przez ramię. – Nie mów Parker, że to powiedziałam.
– Jest na górze, jak przypuszczam.
– Była już tutaj dwa razy. Pewnie wszędzie była ze dwa razy. Chyba słyszałam, jak wchodziła Emma. Może obie są teraz na górze.
– Też tam idę. A ty?
– Za dziesięć minut. Przyjdę punktualnie.
– W świecie Parker punktualnie to za późno. – Mac się uśmiechnęła. – Spróbuję odwrócić jej uwagę.
– Po prostu powiedz jej, że pewnych rzeczy nie da się przyśpieszyć. I że MPM dostanie za ten tort tyle komplementów, że da nam święty spokój.
– To może zadziałać.
Mac wyszła, ale zajrzała jeszcze do holu przy wejściu i ogromnej bawialni, gdzie miała się odbyć ceremonia. Zauważyła, że Emmaline i jej elfy już zabrały się do pracy, zdjęły dekoracje po poprzednim ślubie i przygotowały nowe. Każda panna młoda miała swoją własną wizję, a dzisiejsza chciała mnóstwa srebrnych i złotych wstążek i girland kontrastujących z lawendowo-kremowym wystrojem sylwestra.
Kominek w bawialni był przygotowany i zostanie rozpalony przed przyjazdem gości. Przykryte białym materiałem krzesła, ozdobione srebrnymi kokardami, ustawiono w równe rzędy. Emma udekorowała już półkę nad kominkiem złotymi świecami w srebrnych świecznikach i ogromnymi bukietami ulubionych białych lilii panny młodej w wysokich, smukłych wazonach ze szkła.
Mac obeszła cały pokój, planując ujęcia, sprawdzając światło i robiąc kilka ostatnich notatek, po czym ruszyła schodami na drugie piętro.
Tak jak się spodziewała, znalazła Parker w sali konferencyjnej, otoczoną mnóstwem niezbędnych rzeczy: laptopem, palmtopem, stertą segregatorów, telefonem komórkowym i krótkofalówką ze słuchawkami. Gęste, kasztanowe włosy związała w długi ogon – prosty i lśniący – pasujący do jej kostiumu w gołębim kolorze, który doskonale wtopi się w tło i uwydatni kreację panny młodej.
Żaden szczegół nie mógł umknąć uwagi Parker.
Nie podniosła wzroku, tylko nie przerywając pracy na laptopie, zatoczyła palcem kółko w powietrzu. Znając ten sygnał, Mac podeszła do ekspresu i nalała im obu po kubku kawy. Usiadła, położyła na kolanach swoją teczkę i otworzyła notes.
|