Co to są krywulki?
Krywulki są to naszyjniki plecione z bardzo drobnych kolorowych, szklanych koralików. W tej technice każdy jeden koralik jest ręcznie nawlekany. Krywulki można wykonać przy pomocy igły lub na specjalnych krosienkach. Bez względu na sposób nawlekania, pojedyncze koraliki łączy się mocną nicią syntetyczną. Sztuka splatania wywodzi się między innymi z tradycyjnej techniki łemkowskiej. Dawniej misternie wykonane krywulki, noszone przez łemkowskie dziewczęta, świadczyły o ich zamożności.
Jak zaczęła się Pani przygoda z krywulkami?
Wszystko zaczęło się przez teściową. Dobrze, że mam na kogo zwalić. - mówi z uśmiechem Joanna. Wiem, że może to dziwnie i śmiesznie brzmi, ale to prawda. Moja teściowa to osoba z tzw. duszą artysty a na dodatek samouk Wykonuje rzeźby, zajmuje się malarstwem, robótkami na szydełku, wykonuje ozdoby z masy solnej i piękne kwiaty z bibuły. Dlatego nie zdziwiło mnie, gdy pewnego wieczoru przyniosła ulotkę z Uniwersytetu Ludowego Rzemiosła Artystycznego we Wzdowie oferującego możliwość wzięcia udziału w warsztatach rękodzieła artystycznego min. z gliny, koronki frywolitkowej i robienia biżuterii z koralików. Ja również od dziecka robiłam dla znajomych szaliki na drutach, wyszywałam kartki na święta i serwetki, malowałam pisanki wielkanocne. Sposród proponowanych zajęć zaciekawiły mnie warsztaty z koronki a jeszcze bardziej zaintrygowało mnie, robienie biżuterii z koralików. Nigdy nie zapomnę tego, jak po raz pierwszy weszłam do małej salki, w której odbywały się zajęcia - wspomina Joanna. Na jednym z rozstawionych stolików urządzona była wystawa prac, naszego nauczyciela, który przyjechał z Ukrainy. Poczułam się jak sroka wśród świecidełek i nie mogłam oderwać oczu od tych cudeniek. Naszyjniki, bransoletki, kolczyki w różnych kolorach, wzorach a do tego wszystkie tak pięknie zaprojektowane i wykonane. Nie chciało mi się wierzyć, że coś takiego można w ogóle zrobić z tak drobnych koralików i że jest to możliwe do nauczenia.
Czy łatwo było nauczyć się wykonywania takiej biżuterii?
Pierwszy dzień kursu był dla mnie koszmarny. Maleńkie koraliki, cieniutkie igiełki, różnorodność wzorów i ta pustka w głowie. Teściowa pod koniec pierwszego dnia, już kończyła robić wybrany przez siebie naszyjnik a ja nadal tkwiłam na początku. Za nic nie mogłam sobie tego wyobrazić. Pokazywanie, tłumaczenie i naprawdę duża cierpliwość wykładowcy nie były w stanie mi tego przetłumaczyć. - przypomina sobie Joanna. Po pierwszym dniu kursu wracałam do domu ze łzami w oczach i z mocnym postanowieniem, że moja noga, już tam więcej nie postanie, koniec błaźnienia się.