|
Dziewczyny spały na tylnym siedzeniu, zmęczone kilkugodzinną jazdą i wczesną pobudką. Ojciec Alicji prowadził spokojnie po dosyć wyludnionych drogach i zastanawiał się, dlaczego Beata nie mogła pojechać z nimi. Nie wierzył w opowieść jej matki, ale nie powiedział tego córce. Lubił jej przyjaciółki — tę trzpiotowatą Asię i poważną Beatę. Ta ostatnia przypominała mu kogoś, o kim myślał właściwie każdego dnia. Może dlatego obchodziły go losy Beaty. Zaczął się już zbliżać do granic gminy, w której leżał Żabi Róg. Kilka lat temu kupił tutaj mały domek, ale nikomu o tym nie powiedział. Domostwem opiekowała się rodzina mieszkająca kilkadziesiąt metrów dalej. Za niewielką opłatą wietrzyli pokoje, palili w piecach i dbali o ogród. W maju wpadała tam starsza siostra Kwiecińskiego i przesiadywała aż do końca września. Elżbieta, na prośbę brata, udawała właścicielkę domu i bardzo ją ta rola bawiła. Nie pytała nigdy, dlaczego ją o to prosił. Najważniejszy dla niej był fakt, że mogła tu spokojnie tłumaczyć swoje książki i przyjmować niezliczone przyjaciółki.
Samochód wjechał na podwórze. Dom położony był na niewielkim wzniesieniu, którego zbocze prowadziło wprost do jeziora. Niedaleki las zacieniał większość podwórza. Kierowca wysiadł i powoli rozprostowywał kości. Rozejrzał się po ukwieconym ogrodzie, w którym ktoś posadził wiele gatunków róż. Rosły właściwie wszędzie, oplatały nawet dom. Nie było natomiast tradycyjnego warzywniaka.
Jak dobrze tutaj wrócić, nawet na trochę, pomyślał i opuścił głowę. Spojrzał na taras, który sam dobudował. Spędził na nim tyle szczęśliwych godzin — rozmawiając, śmiejąc się lub po prostu patrząc na jezioro.
Z domu wybiegła kobieta o kasztanowatych włosach, ubrana w jakiś dziwny chałat, którego poły powiewały za nią.
— Hubert! — wołała już od progu. — Nareszcie przyjechałeś, już myślałam, że się wam coś po drodze stało.
— Witaj, Elu! — objął siostrę i pocałował ją w oba policzki. — Jak dobrze cię znowu widzieć. I dom tak wspaniale wygląda. Dobrze, że niczego tu nie zmieniłaś.
Dziewczyny obudziły się, kiedy samochód stanął, i teraz zaspane wychodziły.
|