|
– Zapamiętam.
– Tak się tylko mówi, a potem wszystko pokręcicie.
– Czy pani wciąż ma wątpliwości, kto prowadzi śledztwo? – zdziwił się komisarz.
– Chcę wam pomóc.
– Proszę dalej.
– Pierwsze piętro, po prawej – podjęła po sekundzie wahania. – Ryszarda Bec, nauczycielka licealna. Dwa koty, których potomstwo co kilka miesięcy ląduje w piwnicy. Aktywna nocą, wtedy pierze, kąpie się, chodzi w drewniakach. Śpi na zdezelowanej wersalce, czym zakłóca nam wypoczynek. Groziła mężowi przy świadkach. Spotkaliśmy się w sądzie.
– Z jakim skutkiem?
– O sądach i prokuraturze mam własne zdanie, jednoznacznie negatywne. Idźmy dalej. Pierwsze piętro, po lewej: Italscy, właściciele przedsiębiorstwa budowlanego. Liczne machlojki i przekręty, o których swego czasu było głośno w mieście. Wywinęli się prawu, ale nie mojemu mężowi. Wpadł na trop afery… Czy to was nie interesuje?
– Afery chwilowo proszę sobie darować. Co z Italskimi?
– Skończeni bałaganiarze i producenci decybeli: wyjący pies, muzyka techno, krzykliwy wnuczek. Córka licealistka złośliwie stuka szpilkami na schodach, artykuł…
– Artykuły też proszę sobie darować. Gdzieś tam w biurku mam kodeks wykroczeń.
– Nie notujecie, nie interesują was istotne dla sprawy szczegóły ani podstawy prawne, no nie wiem, nie wiem… – zawiesiła głos – Wracając do tematu: pies Italskich obsikuje klatkę i biega bez kagańca. Italski groził mężowi powyrywaniem nóg. Poddasze: Kurysowie. Biedota, ludzie niby z maturą, ale prostacy. On robotnik w prywatnej fabryce mebli, ona pielęgniarka. Mieszkają z matką. Ich pies wali kupy pod naszymi oknami. Wypuszczają go bez kagańca i bez nadzoru. Ukradli nam wycieraczkę, doszło do awantury, grozili, że nas spalą.
Od frontu to wszyscy. Parter od strony podwórza: Ludmiła Polanka, asystentka dyrektora, w domyśle kilku dyrektorów, prezesów i połowy ratusza. Jeżeli chcecie wiedzieć, kto u niej bywa…
– Nie chcę.
– Wasza strata. Polanka to osoba lekkiego prowadzenia. Cudza moralność mnie nie interesuje, dopóki nie zakłóca spokoju innym. A Polanka notorycznie urządza nam za ścianą dom schadzek: goście, libacje. To jaskinia grzechu. Wiecie zapewne, co mam na myśli? Na piętrze Wiesioniowie, matka z synem. Alkohol piją oboje, awantury są na porządku dziennym. On trudni się handlem kradzionymi samochodami, ona pracuje dorywczo. Zanieczyszczają podwórko petami i plwociną. Powiedzcie, czy z takimi sąsiadami da się żyć? Jest jeszcze dworek albo, jak wolicie, ruina i jej nowa właścicielka, Stefania Korzyńska, emerytowana księgowa. Chce nam tu pod nosem agroturystykę urządzać, konie hodować i smrodzić końskim nawozem. Jeszcze wczoraj groziła, że zrobi z nami porządek. Od maja tego roku u Korzyńskiej mieszka, to znaczy jest zameldowana, co osobiście sprawdziliśmy, Ada Madras z synem. Dziecko puszczone samopas, matce zdarzyło się molestować mojego męża. – Zaczerpnęła powietrza, jakby nagle zaczęła się dusić, i dokończyła cicho: – Nic nie wskórała, niewykluczone, że szuka zemsty.
|