|
- Coś wydarzyło się w Phoenix - powiedział głosem tak cichym, że Ayinde ledwo słyszała.
Phoenix. Phoenix. Richard często tam bywał - tam mieścił się zarząd reklamowanej przez niego firmy produkującej napoje. Ostatni raz był tam trzy tygodnie temu.
- Co się stało? - Wpatrywała się w Richarda, starając się czegoś domyślić. Nabawił się kontuzji, ćwicząc na nieodpowiednim sprzęcie w hotelu?
- Była tam dziewczyna - mruknął.
Ayinde poczuła lód w środku. „Perfumy” - podszepnął umysł i usłużnie podsunął trzy słowa, wypowiedziane głosem, który bezsprzecznie należał do Lolo: „A nie mówiłam?”.
- Ona... - Głos Richarda załamał się. Odchrząknął. - Jest w ciąży.
„Nie” - pomyślała Ayinde. „Nie, Richard, tylko nie to”.
- A ty jesteś ojcem?
- To ustali sąd - powiedziała kobieta w granatowym kostiumie.
- Kim pani jest? - zapytała Ayinde chłodno.
- Christina Crossley - przedstawił trener. - Doradza w sytuacjach kryzysowych. - Przechylił głowę. - Zatrudniliśmy ją na... na czas trwania tej sprawy. Dopóki tego jakoś nie rozwiążemy.
Christina Crossley Kryzys! - zanucił umysł Ayinde.
- Ta kobieta wysunęła oskarżenia - powiedziała Christina Crossley. - Richard leci jutro do Phoenix, gdzie pobiorą od niego próbki DNA. Potem... - Uniosła ramiona. - Zobaczymy. - Christina Crossley zacisnęła usta. - Problem w tym, że od razu pobiegła do prasy, do brukowców. „National Examiner” planuje przedstawić tę historię w środę, co oznacza, że inne media potraktują to jako czystą grę.
„Czysta gra” - Ayinde próbowała rozwikłać to stwierdzenie, rozpatrywać każde słowo oddzielnie, ale nie potrafiła odnaleźć sensu. To nie była gra, a już z pewnością nie czysta. Nie dla niej. Nie dla Juliana.
- Zaplanowaliśmy konferencję prasową - kontynuowała Christina Crossley. - Jutro o piątej po południu, żeby informacja ukazała się w wieczornych wiadomościach. - Posłała Ayinde profesjonalny, współczujący uśmiech. - Dzisiejsze popołudnie możemy poświęcić na wypracowanie pani stanowiska.
Ayinde wpatrywała się w kobietę przez chwilę, nim stwierdziła, że jest tylko jedno możliwe stanowisko.
- Wynoście się - powiedziała.
Christina Crossley spojrzała na trenera, potem na Ayinde. Profesjonalny uśmiech stał się chłodniejszy o kilka stopni.
- Pani Towne, nie jestem pewna, czy zdaje sobie pani sprawę z powagi sytuacji. W bardzo dosłownym znaczeniu źródło dochodów Richarda, jego przyszłość zależą od tego, w jaki sposób uda nam się wybrnąć z tej historii...
-WYNOCHA!
Ruszali się szybko - trener, Christina Crossley, blady jak ściana facet, którego nazwiska nie poznała, w pośpiechu opuścili jadalnię, przemierzając przestrzeń dzielącą ich od drzwi po wypastowanej podłodze i ręcznie tkanym perskim dywanie. Kryształowy żyrandol zatrząsł się od tupotu ich stóp. Richard i Ayinde, nie licząc dziecka, zostali sami przy stole. Richard odchrząknął. Ayinde wpatrywała się w niego bez słowa, jak sparaliżowana.
|