|
- Przepraszam - mruknął.
- Jak mogłeś - powiedziała. Nie było to pytanie, lecz raczej stwierdzenie: „Jak mogłeś”.
- Przepraszam - powtórzył. - Ale, Ayinde, to nic nie znaczy. To tylko jedna noc. Nawet nie znam jej nazwiska!
- Myślisz, że w to uwierzę? - zapytała stanowczo. - Tej nocy, gdy rodził się nasz syn, pachniałeś perfumami innej kobiety...
- Co? - Spojrzał na nią oszołomiony. - Kochanie, o czym ty mówisz?
- Ile?! - wrzasnęła mu w twarz. - Ile kobiet, Richard? Od jak dawna mnie zdradzasz?
- Nie mam pojęcia, o jakich perfumach mówisz. To zdarzyło się tylko ten jeden raz, Ayinde, przysięgam.
- Rozumiem, że mam się czuć z tego powodu lepiej, och, przecież zdradziłeś mnie tylko raz - ironizowała. - Jak mogłeś! Jak mogłeś... - Słowa utknęły jej w gardle. - Dlaczego się nie zabezpieczyłeś?
- Powiedziała, że nie muszę.
- Och, Richard - jęknęła Ayinde. Przez wszystkie lata, gdy go znała, myślała o nim: bystry, życzliwy, nieco próżny, ale nigdy nie pomyślała, że jest głupi. Aż do teraz.
- To był błąd - mówił, wpatrując się w nią udręczonymi oczami. - Przysięgam.
- Już raz przysięgałeś - powiedziała Ayinde. Czuła się, jakby opuściła swoje ciało i przyglądała się wszystkiemu z pewnego dystansu. - Przysięgałeś kochać i szanować mnie. Porzucić wszystkie inne, czy tak? A może coś źle zapamiętałam?
Spojrzał na nią.
- Ty przysięgałaś to samo, a potem wyrzuciłaś mnie z łóżka.
Oszołomienie zaparło jej dech w piersiach.
- Więc to moja wina?
Wlepił wzrok w stół i nic nie odpowiedział.
- Richard, ja urodziłam dziecko...
- Urodziłaś dziecko - powiedział. - A ja się nie liczę? Potrzebowałem cię, a ty mnie odtrąciłaś.
- Więc to moja wina - powtórzyła, myśląc, że to kolejna prawda w życiu Richarda: zawsze jest ktoś, na kogo można zrzucić winę. Za przegraną obwinić można kolegów z drużyny - obrońcę, który nie przyblokował centry przeciwników, rozgrywającego, który nie wykorzystał rzutu za trzy punkty. Za osobiste niepowodzenia odpowiadali ci, którzy go wychowali - nastoletnia matka, kochająca babcia, obie niewykształcone, za to chętne do rozpieszczania Księcia Richarda. A później NBA - wszystkiego za dużo, za szybko: samochodów, domów, pieniędzy. W razie jakiejś wpadki, skandalu w towarzyskim światku, Christina Crossley załagodzi każdą nieprzyjemność.
- Przepraszam - powiedział. - Gdybym mógł cofnąć czas... - Zamilkł.
-Musisz zrobić testy na choroby przenoszone drogą płciową. I AIDS - powiedziała. Przez chwilę patrzył na nią ponuro, potem potrząsnął głową. Ayinde jeszcze raz pomyślała o swojej matce. Lolo nie znosiła Richarda, odkąd usłyszała jego nazwisko.
„Sportsmen” - nazywała go ksywką dilera narkotyków z Porgy i Bess. „Jak tam Sportsmen?” - pytała. „Nie wychodzi się za kogoś takiego” - pouczała, gdy Ayinde poprosiła ją o radę. „Nie, w żadnym wypadku! Zabaw się z nim, córeczko. Bądź na zdjęciu w gazecie. A potem znajdź sobie kandydata na męża”.
- Kocham go - powiedziała wtedy Ayinde.
Lolo wzruszyła ramionami i zabrała się znowu do mozolnego mocowania sztucznych rzęs, tych, które nosiła codziennie, nawet gdy schodziła tylko do holu wyjąć ze skrzynki pocztę, gdzie nie było publiczności, z wyjątkiem znudzonego portiera.
- W takim razie zginęłaś - zawyrokowała.
|