|
Forum dla kobiet: Różności:
|
|
|
rozstałem się z dziewczyną - boli! co zrobić??
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
witam Miłe Panie (i Panów też )
mam dość duży problem - rozstałem się z dziewczyną, którą naprawdę KOCHAM i nie wiem co ze sobą zrobić... wszytko straciło sens, kolory.. chciałbym Ją odzyskać, jej zaufanie i znowu być z Nią szczęśliwy...
może od początku...
mam 22 lata, zbyt dużego doświadczenia w związkach nie posiadam.. to był mój 3-ci związek w życiu.. mogę powiedzieć, że według mojego mniemania najbardziej poważny.. nie umiem określić swojej osobowości - bliscy znajomi twierdzą, że jestem romantykiem...;p
Tę dziewczynę poznałem 2 lata temu, w pracy. Do maja tego roku nasze relacje były na poziomie koleżeńskim. W na przełomie maja i czerwca, kiedy przyjeżdżałem na przepustki z wojska i przychodziłem do pracy, zaczęła przejawiać zainteresowanie moją osobą. Na początku sądziłem, że jest to zwykły flirt. Kiedy w lipcu ostatecznie pożegnałem się z wojskiem zacząłem się z Nią spotykać, aż staliśmy się parą. Nie wiem jak to ubrać w słowa, ale czas ten był dla mnie niewyobrażalnie szczęśliwy, cudowny, boski... Moje życie nabrało sensu, kolorów.. po prostu szczerze się zakochałem - ze wzajemnością... Może nie było idealnie, tak jakbym tego chciał, ale i Ona i Ja czuliśmy się cudownie. spotykałem się z Nią 2 - 3 razy w tygodniu, przede wszystkim dzieli nas 50 km i oboje po ze jedną wspólną pracą w weekendy, mamy normalne prace, przez co nie mogliśmy widzieć się co dzień..
Wszystko było w porządku do września, kiedy wraz z Jej najbliższymi przyjaciółmi zorganizowaliśmy urodzinową imprezę niespodziankę... to właśnie tego wieczoru pierwszy raz się między nami popsuło.. głownie Jej znajomymi są faceci.. przez cały wieczór ciągle z nimi rozmawiała, przytulała się, mnie jakby omijając.. kiedy impreza przeniosła się z lokalu do prywatnego mieszkania, nasz wspólny znajomy, stwierdził, że rozumie moje zdenerwowanie z tego powodu... zaprzeczyłem, ale w w "środku" czułem, że go okłamuję.. w końcu zacząłem się zachowywać, jakby mnie nie obchodziła, siedziałem w przeciwległym końcu pokoju, nie udzielałem się, itd. było to dla mnie trudne, ale nie potrafiłem się inaczej zachować... nawet kiedy położyliśmy się spać, nie mogłem się przemóc, żeby się do Niej przytulić.. oczywiście była rozmowa, w której zaprzeczałem, że cokolwiek może być nie tak...
Podobnie zachowałem się na następnym spotkaniu, w sumie sam już nie wiem czemu, czy przez to że nastrój "buntu" mi pozostał czy coś, wyglądało to tak, że również nie zwracałem na Nią zbytnio uwagi itd...
potem było następne spotkanie, na początku było dziwnie, można użyć określenia "sztucznie", jednakże porozmawialiśmy ( w sumie ta rozmowa nic nie wniosła, ja jej nie wyjaśniłem przyczyn mojego zachowania, twierdząc, że sam nie wiem dlaczego tak się dzieje)a po rozmowie nastąpiło duuuuże ocieplenie w naszych relacjach... kolejne 2 spotkania przebiegały już inaczej, wszystko zaczęło wracać do "normy", starałem się naprawić to co popsułem i w pewnym stopniu udawało mi się...
Jednak w ostatni weekend, wszystko się popsuło, w sumie poszło o głupie przywitanie. Zaskoczyła mnie, ponieważ przywitała się podając mi rękę na "cześć" i poszła do znajomych. Ja byłem tak zaskoczony taka reakcją, że nie wiedziałem co o tym myśleć. I w tym momencie popełniłem najgorszy z możliwych błędów.. zamiast podejść i zapytać się o co chodzi, ująłem się dumą i kompletnie do Niej zdystansowałem... cały dzień się do Niej nie odzywałem, nie zwracałem na Nią uwagi... miałem zostawać u Niej na weekend, ale byłem tak zaślepiony swoją dumą, że postanowiłem wrócić do domu... w niedziele się widziałem z Nią jeszcze w pracy... ale moje zachowanie było podobne do sobotniego...
muszę tutaj zaznaczyć, że za każdym razem kiedy się do Niej dystansowałem, było mi naprawdę źle i przykro, że nie mogę być blisko Niej...
w poniedziałek czując, że jest bardzo bardzo nie dobrze w naszych relacjach, napisałem Jej smsa, że chce się z Nią spotkać, porozmawiać. Chciałem załagodzić sytuację, przeprosić...
przez cały myślałem o Niej, co czuje itd
okazało się, że już chyba nic nie czuje, ponieważ na spotkaniu stwierdziła, że to zabawa w "kotka i myszkę", że to już koniec i że możemy zostać przyjaciółmi... normalnie zwaliło mnie z nóg.. próbowałem nie pewnie jeszcze prosić o ostatnią szansę... ale nic się nie dało zrobić... powiedziałem Jej, że przyjmuję to do wiadomości, ale nie odpuszcze, że zbyt bardzo mi na Niej zależy, żebym pozwolił to zakończyć. chwile jeszcze porozmawialiśmy i wyszedłem... wracając do domu napisałem Jej jeszcze sms, że się nie poddam i będę jeszcze o Nią walczył...
przez całe popołudnie chodziłem, jakby coś we mnie umarło, jakby zniknął mi sens dalszej egzystencji... nie byłem w stanie myśleć o niczym innym jak tylko o Niej.. wieczorem napisałem jej maila, co czuje, tłumaczyłem swoje zachowanie i błagałem o ostatnią szansę, nie na naprawę tego co popsułem, ale na pokazanie, że jestem Jej wart i jak bardzo mi na Niej zależy... odpowiedzi nie dostałem, przynajmniej bezpośrednio.. tylko w jej opisie gg było "koniec..."
jak już pisałem, nie wiem co ze sobą zrobić. nie umiem o Niej nie myśleć. Jest starsza ode mnie o 2 lata. ale jest przepiekna, cudowna, ma boskie oczy i uśmiech, który zniewala totalnie...
w tej chwili czuję "w środku" pustkę, której nawet nie umiem opisać... czuję się strasznie, wogóle szkoda o tym pisać...
Chciałbym się Was poradzić, co mam zrobić, czy przeć do przodu i próbować odzyskać Jej zaufanie?? Tylko boję się, że jeżeli będę za bardzo się narzucał, to jeszcze bardziej Ją do siebie zrażę..
pomóżcie mi, błagam...
|
|
|
|
|
|
|
|
niestety nikt ci nie da gotowej recepty,przykro mi.
miałam kiedyś podobną sytuację,przez pół roku dochodziłam do siebie,dużo płakałam,świat mi się zawalił.
teraz już to za mną.
ale tamten okres był straszny,chciałam coś z tym zrobic,coś ratowac,przez to jeszcze bardziej się znienawidziliśmy,teraz nawet nie utrzymujemy ze sobą kontaktu,szkoda że wszystko się tak potoczyło.każde poszło w swoją stronę,ja mam już swojego chłopaka i niedługo będzie ślub,
A wracając do twojej sprawy to myślę, że powinieneś troche poczekac,dac jej czas. I dopiero wtedy starac się odbudowac,ale pamiętaj to delikatna sprawa,stosuj metodę małych kroczków,jeśli ci naprawdę zależy.
Ale wiesz co,teraz może wydaje ci się że żciebez niej nie ma sensu,ale to kiedyś mie,dlatego zastanów się czy naprawdę chcesz walczyc.
Jeśli tak to trzymam kciuki za ciebie! _________________ "Szczęście nie zawsze ma uśmiech na twarzy.Szczęście to także łzy,to głos,który chce się słyszeć chociaż na moment. Nieważne, czy to szczęście trwa godzinę, minutę czy moment. Najważniejsze,że potrafię nadać mu imię... Twoje imię."
|
|
|
|
|
|
|
|
a moze powinieneś sie jej wypytać poprostu co sie takiego stało ze zerwała- bo to moze nie twoja wina tylko jej sie odmieniło, lub co takiego zawiniłeś i obiecał byś jej ze sie poprawisz lub cos
a tak wogóle to moze powinieneś to wszystko co nam napisałeś przepisać na list lub maila i jej to wysłac zeby wiedziała co czujesz
ale przede wszystkim to robisz jeden błąd - mówisz do niej zbyt ostro 'ze sie tak łatwo nie poddasz' 'ze bedziesz o nią walczyc' to tylko ją moze do ciebie zniechęcać to nie jest przecież walka kto wygra
musisz tu zastosować raczej metody pokazujące jak ją bardzo kochasz jak bardzo tęsknisz, bo jak na razie to troche brzmi jakbys był urażony ze to ona zerwała - a ona przecież nie wie co myślisz w serduszku jak jej tego nie powiesz
zycze powodzenia bo miałam podobną sytuacje - ale wiedziałam ze byłam za ostra kłutliwa i go uraziłam ... tydzień nie byliśmy razem i czułam to co ty az w koncu porozmawialiśmy na spokojnie i poprosiłam go o 2 tygodnie i ze pokaże mu ze sie zmienie i poskutkowało od tego czasu mieło juz ponad pół roku _________________ troszke miłości i świat staje sie piękniejszy
|
|
|
|
|
|
|
|
Powiedziała mi, że powinniśmy zostać przyjaciółmi, ponieważ dla Niej, to w jaki sposób zachowałem się w tych 3 przypadkach nie wróży dobrej przyszłości.. Jestem w pełni świadomy, że zrobiłem bardzo źle, nie rozmawiając z Nią i zachowując się w ten sposób. Prosiłem o ostatnią szansę... Nie dało rady Jej przekonać. Napisałem Jej długi "list" w którym wszystko opisałem jak wyżej, napisałem co czuję itd... poprosiłem, żeby jeszcze raz przemyślała swoją decyzję i pozwoliła mi Ją Kochać... niestety, raczej nic z tego nie wyszło, ponieważ nic nie napisała... tylko w Jej opisie gg pojawił się opis - "koniec..." Jak dla mnie jest to sygnał, że moje prośby nic nie pomogły, a Jej decyzja jest nie odwołalna...
nie pierwszy raz rozstawałem się z dziewczyną, w sumie za każdym razem to One kończyły. Nie jestem urażony tym, że Ona ze mną zerwała... po prostu bardzo mnie to boli, tym bardziej, że jeszcze na żadnej mi tak nie zależało... nie wiem co robić, czy się odzywać do Niej itd... czy pisać sms... Ja nie umiem się wyobrazić w roli Jej przyjaciela, przede wszystkim dal tego, że nie potrafię na Nią spojrzeć jak na koleżankę, tylko jak na Kobietę, do której żywie prawdziwe uczucie...
nie wiem, czysty przypadek czy co, ale dowiedziałem się, że tego samego dnia ze swoim chłopakiem zerwała moja dobra kumpela... byli ze sobą 1.5 roku... ale z tego co opowiedziała mi, to człowiek był normalnie tyranem, mowiła, że lepiej dbał o psa niż o Nią... wszystkiego jej zabraniał, ciągle Ją sprawdzał itd... normalnie jak z patologicznego filmu...
Ja nigdy nic nie zakazywałem, nie sprawdzałem i nie nakazywałem swojej dziewczynie, chciałem żeby czuła się swobodnie, żeby nie czuła się osaczona/ograniczona... jeżeli czegoś nie chciała mi powiedzieć, czekałem aż sama się na myśli i powie, nie naciskałem, pytałem co woli itd... no nie wiem... starałem się być dobry... czuję się teraz strasznie, tęsknie za Jej spojrzeniem, ciepłem, uśmiechem, bliskością, wogóle za Nią całą, normalnie jak sobie pomyślę że to straciłem, to (wstyd się przyznać) napływają mi łzy do oczu.. jestem gotów absolutnie wszytko dla Niej zrobić, dla Jej szczęścia... ale nie wiem, czy powinienem się usunąć, czy jednak, tak jak zapowiedziałem walczyć o Jej względy, uczucie, zaufanie...
jeżeli walczyć, to nie wiem od czego zacząć, czy podjąć rolę przyjaciela i poprostu spotykać się z Nią jakby nic się nie stało, rozmawiać o wszystkim, tylko nie o tym co było i w ten sposób jakby zdobywać Ją od nowa, czy postępować całkiem inaczej... jest sytuacja dla mnie nowa... nigdy jeszcze takiej nie miałem, więc zwróciłem się do Was - KObiet, ponieważ Wy choć jesteście różne, macie jednak jakieś wspólne wartości, którymi kierujecie się w życiu... dlatego proszę o pomoc... o potwierdzenie moich przekonań, ze jednak powinienem iść za głosem serca i "walczyć", czy też powinienem odpuścić i pogodzić się ze startą...
chciałbym jeszcze zapytać, czy sposób, w jaki sie zachowałem, naprawde mógł doprowadzić do rozpadu związku...
dziekuję z góry za odpowiedzi o pozdrawiam
|
|
|
|
|
|
|
|
Witaj...Wiesz tylko, że ona jako ta pierwsza zaczęła tą zabawę w kotka i myszkę łasząc sie do wszystkich facetów wokoło, zresztą jak sam zauważyłeś na tym przyjęciu urodzinowym. Jesli do Ciebie by coś czuła to by się tak nie zachowała. To ona zawaliła całą sprawę a nie Ty. Ty miałeś prawo poczuć się odrzucony skoro ona jawnie wolała się tulic do innych facetów niż do Ciebie. Zresztą jak piszesz nie pierwszy raz zachowała się w taki dziecinny sposób. Myślę, że ona w ogóle nie chciała tworzyć żadnego związku...Może chciała jakiejś nowości po koledzy się znudzili? A kiedy już się Tobą nacieszyła i zatęskniła za pełną swobodą nie kryła się z mizdrzeniem do innych bo wiedziała, że Ty poczujesz sie źle, poczujesz się urażony i w razie czego całą winę za rozpad tego związku będzie mogła zwalić na Ciebie. _________________
"Mądrym jest ten, który wie, kiedy zachować spokój." Eurypides
"Miłość bez wzajemności zawsze jest najsilniejsza." Stefan Kisielewski
"Zdrowy rozsądek to zbiór uprzedzeń nabytych do osiemnastego roku życia." Albert Einstein
|
|
|
|
|
|
|
|
sądzę, że jednak nie masz do końca racji, jeżeli by się mną znudziła, jestem pewien, że po imprezie urodzinowej nastąpił by definitywny koniec. To Ona po imprezie zaczęła rozmowe, pytając co się dzieje, a ja wtedy nie potrafiłem Jej wytłumaczyc tego (w sumie to raczej bałem się powiedzieć, co mi się nie spodobało albo nie potrafiłem tego nazwać po imieniu). Nie wiem, jak to powiedzieć, ale jestem pewien, że wina leży po mojej stronie, ponieważ, zamiast z Nią porozmawiać o tym co mnie boli/nie podoba się, wolałem to zdusić w sobie/rozwiązać "sam ze sobą" . Nie umiałem Jej powiedzieć co jest nie tak. jeżeli chodzi o nastepna sytuacje, to wtedy pokazała się jakby "urażona męska duma" i wtedy też nie umiałem się przełamać, żeby powiedzieć Jej, co mi nie spasiło wcześniej (jak na ironie losu, bedąc w domu, myślałem, żeby Jej powiedzieć o wszystkim, jednak kiedy już przed Nią stałem, włączał się strach/sters... nie wiem, nie umiałem Jej powiedzieć tego wprost). a za 3-cim razem to już akcję spaliłem totalnie, ponieważ, nie zrozumiałem o co Jej chodzi. jeszcze kilka godzin wcześniej było wszystko na dobrej drodze... a rankiem przywitała się ze mną jak z kolegą - na "cześć" podając rekę, gdzie z resztą ludzi witała się na tzw "niedźwiedzia". zabolało mnie to cholernie, ponieważ, we wcześniejszych dwóch przypadkach ja się zachowałem podobnie, tzn, witałem i żeganłem się na "niedziwedzia" ale bez "buzi" i to było jedną z przyczyn, tego że Ona odbierała moje zachowanie jako dystansowanie się do Niej. a wracając do 3-ciego przpadku, uznałem że mogłem coś źle zrobić, powiedzieć itd i dlatego Ona ustanowiła dystans ze swojej strony, a ja się znowu ująłem dumą i ten dystans tzrymałem dosłownie cały dzień.. Ona znajdowała się ciągle kilka kroków ode mnie, a ja nie zwracałem wogole na Nią uwagi, jakby nie istaniała... pod koniec dnia, chciałem wogóle odejsc bez pożegania, mowiąc najprościej wyjśc nic nikomu nie mowiac... ale kumpel jakby mnie zawrocil i sie pożegnałem dość chłodno (musze tu dodać, że się wcześniej z Nią umówiłem że zostanę u Niej na weekend...)w tym wypadku znowu zawalił brak rozmowy i "obrażalstwo"... :/ jednak, nie sądziłem, że to przesądzi o końcu tego związku...
a co do tego przytulania, rozmawiania z innymi facetami... 90% Jej znajomych to faceci... Ja Jej w 100 % ufałem i widząc takie rzeczy nie czułem się zagrożony... po prostu bolało, że oni byli w centrum Jej uwagi, a mnie traktowała jakby z obowiązku jakby po "macoszemu"...
edytowany: 1 raz | przez dave | w dniu: 24-10-2008 10:03
|
|
|
|
|
|
|
|
Widzisz ale to ona zaczęła a nie Ty... Gdyby nie jej klejenie się do innych facetów to Ty byś nie uniósł się dumą. Czy Ty kleiłeś się do innych dziewczyn? Zachowywałeś się tak jakby ona nie istniała? Chyba nie... Jeśli na kims nam naprawdę zależy nie zachowujemy się w taki dziecinny sposób.Ja też mam kolegów, mam chłopaka... Ale nigdy mi do głowy nie strzeliło miziać się do kolegów na oczach osoby na której mi zalezy. O ona jeszcze udała że nie wie o co chodzi, pytając dlaczego jesteś zły... Jeśli byłbyś ważny dla niej to by ona zrozumiała swój błąd i by się domyśliła, że to jej zachowanie było złe. _________________
"Mądrym jest ten, który wie, kiedy zachować spokój." Eurypides
"Miłość bez wzajemności zawsze jest najsilniejsza." Stefan Kisielewski
"Zdrowy rozsądek to zbiór uprzedzeń nabytych do osiemnastego roku życia." Albert Einstein
|
|
|
|
|
|
|
|
Mam podobne zdanie jak cube. Jeśli dziewczynie by naprawdę na tobie zależało i by poważnie traktowała wasz zwiazek to by nie zachowywała się w taki sposób. Jesli na to przyjęcie urodzinowe poszliście razem i ona deklarowała wcześniej że coś do ciebie czuję to nie powinna stawiać na pierwszym miejscu kolegów a o tobie zapominać. Niepotrzebnie wpajasz sobie poczucie winy za rozpad bo dziewczyna jako pierwsza przyłozyła się do niego. _________________
|
|
|
|
|
|
|
|
hm...dave gdyby wszyscy faceci myśleli tak jak ty kobiety miałyby raj na ziemi
A co do problemu to myślę, że dziewczyna zachowuje sie dziecinnie mimo ze jest starsza od ciebie, to raczej ty jestes bardziej dojrzały.
W tym przypadku nie ma co radzić, Ty juz i tak dużo zrobiłeś, jeśli ona tego nie chce, to nie narzucaj sie jej, bo tylko wszystko pogorszysz. Daj jej czas. Jak zatęskni to sama wróci, a jak nie, tzn, że cię nie potrzebuje. _________________
|
|
|
|
|
|
|
|
kurcze... nie wiem, chyba nie do końca jasno się zrozumieliśmy, albo ja napisałem to w taki sposób, że odbieracie to trochę inaczej...
spróbuje jeszcze raz to wyjaśnić...
jeżeli chodzi o Jej imprezę - było tak, że Ona o niczym nie wiedziała, że cokolwiek się szykuje i że ktokolwiek może być. w lokalu, w którym była, ja starałem się zachowywać spokój, w sumie nie było tak jakbym chciał, ale powodów do paniki nie było, w końcu to miał być Jej wieczór. widząc co się dzieje, w myślach tłumaczyłem sobie, że mnie ma w sumie "na co dzień" a ze znajomymi tak często się nie widuje, więc starałem się nie myśleć negatywnie.. Fakt, że ja odczuwałem, że poświęca znajomym praktycznie całą swoją uwagę, trochę mnie bolał, no ale kto powiedział, że przez całe życie musi być "różowo". najbardziej zabolało, że to co ja odczuwałem zauważył i powiedział mi w oczy, Jej najlepszy przyjaciel, nie wiem, chyba nie chcąc wyjść na mięczaka, zaprzeczyłem, stwierdziłem, że jest spoko..ale od tego momentu, normalnie taka jakby zazdrość się we mnie obudziła, że nie wiem... w dalszej części imprezy w prywatnym mieszkaniu Jej przyjaciółki, przestałem na Nią zwracać uwagę, nie starałem się znajdować blisko Niej - wręcz przeciwnie... chciałem się jakby pokazać - nie zauważając Jej, na zasadzie buntu, coś w stylu - "hello - ja tu jestem!"(nie wiem czy dobrze to opisałem, żebyście mnie źle nie zrozumieli). Fakt, zwróciła uwagę, ale ja już wtedy nie mogłem się przełamać i zmienić zachowania. Prawdopodobnie Ją też to zabolało... i pewnie zastsowała tę samą broń co ja czasem coś docięła mi, ale w sumie chyba dla rozbawienia sytuacji, albo nawiązania jakiegoś kontaktu.. Ja to olałem... Co do jej zachowania w lokalu... nie wiem jak to opisać, rozmawiała, śmiała się, siadała na kolanach, co do przytulania, to sądzę, że bardziej przyjacielskie.. No nie powiem, 2 razy podeszła i do mnie siadła na kolanach do fotki, ale jeżeli chodzi o jakikolwiek inny kontakt, to raczej go nie było.. :/
Nie wiem jak to ująć, ale kontakty w większej grupie Jej znajomych, zawsze ulegały ochłodzeniu.. ja to odczuwałem, jakby trzeba było ukrywać to, że jesteśmy parą.. Oboje pracujemy w firmie, w ktorej 99% pracowników to mężczyżni - taki zawód... wielu z nich, to jej znajomi. kiedy zaczęliśmy być parą, przez długi czas spotykając się pod firmą, kiedy byli koledzy, jakoś było tak, że nie było buzi czy coś miłego... poprostu było jakbysmy byli kolegami, troche mi to nie pasowało, ale nie wnikałem w powody tego zachowania. poza firma było jak najbardziej w porzadku.
wracając do mojego "buntu", po jej imprezie nastrój tego buntu mi pozostał, czułem że jest nie tak, chciałem Jej powiedzieć co mnie "boli", ale nie potrafiłem zebrać cywilnej odwagi, aby to zrobić. na spotkaniu po imprezie, nie to że nie zwracałem na Nią uwagi, poprostu nie zachowywałem się jak Jej chłopak, ale jak kolega, tzn. nie chodziłem trzymając Ją za rękę, siedząc w barze, siedziałem na drugim końcu stolika, w sumie nie rozmawiałem z Nią, tylko z kumplami, z którymi wtedy byliśmy, nawet alkoholu nie piłem... Ona wtedy trochę przegięła z alkoholem. wróciliśmy do NIej i położyliśmy się spać, rano pożegnaliśmy i koniec - przez 2 dni żadne z Nas się nie odzywało do siebie. jakoś rozmawialiśmy na gg, pytała wtedy co sie dzieje, czemu tak się zachowuje, a ja nie potrafiłem Jej tego wytłumaczyć, szukałem i wymyślałem różne tezy, w które i tak nie była w stanie uwierzyć. Trzeba zaznaczyć, że ciągle mnie pytała, czy zrobiła coś nie tak, powiedziała, zachowała się.. - ja Jej mówiłem, że nie o Nią chodzi, że Ona jest Ok, nie wiem czemu, ale kiedy patrzyła mi prosto w oczy, nie potrafiłem o NIej złego słowa powiedzieć, szukałem przyczyn gdzie indziej.
Później znowu jakoś się spotkaliśmy, u Jej przyjaciółki, na początku było drętwo, sztucznie... kiedy położyliśmy się spać, zaczęła się rozmowa... z tym samym efektem - ja Jej nie powiedziałem co mnie gryzie, Ona nie była zadowolona z wyniku tej rozmowy, ale coś się ruszyło... (nie będę pisał co się działo, raczej to zbędne...) rano juz było inaczej, fajniej, milej, jakby zaczeło się ocieplać na stałe miedzy nami, na następnym spotakniu też było w porządku... do owej soboty, której juz mi się nie chce kolejny raz opisywać...
Ogólnie mówiąc, nie mogę stwierdzić, że wina leży po Jej stronie, albo że się do tego przyczyniła...
Nie wiem, co pomyślicie, ale wina jest po mojej stronie... dlaczego?? - brak reakcji... gdybym w jakiś sposób zareagował, gdybym to ja wykazał większą inicjatywę, albo gdybym przynajmniej porozmawiał, szczerze Jej mówiąc co mnie gryzie, może sytuacje by sie nie powtórzyły, a ja teraz nie szukałbym Tu pomocy..
Jestem winny, bo wolałem się obrazić i nic nie robić. w sumie można to podciągnąć pod to, że to mnie nie zależało... a przynajmniej to jak się zachowywałem, na to wskazywało. rozumiem Jej odczucie oddalenia się, i wiem gdzie popełniłem błędy.. dostałem 2 szanse na poprawe... zaprzepaściłem je... Ale naprawdę, nie spodziewałem się, że przez to, że sie zdystansuję, Ona zakończy ten związek... przyznam - bałem się, że tak może być, ale nie myślałem, że to będzie powód rozstania... jak juz wspominałem wcześniej, napisałem Jej maila, bardzo długiego, opisałem w nim wszystkie sytuacje, wytłumaczyłem szczerze co było powodowało moje głupie i debilne zachowanie, napisałem wtedy czułem, co czuje i jak cierpię z powodu rozstania...prosiłem o ostateczną szansę pokazania Jej, jak mi na Niej zależy, jak bardzo Ją Kocham...
bałem się, że uzna, że piszę pod wpływem emocji... nie dostałem żadnej bezpośredniej odpowiedzi, czy to przez maila czy tel.. nic - głucha cisza... może za wcześnie, może myśli... ale mnie to czekanie doprowadza do szału... dosłownie... sądziłem, że jak minie dzień czy dwa, to mi się zrobi lepiej, przestanę o Niej trochę myśleć, zajme się pracą, zacznę normalnie funkcjonować itd.. normalnie jest na odwrót... dosłownie ani na sekundę nie mogę przestać o Niej myśleć.. a myślę o wszystkim... o tym jak było mi z Nią bosko, co robiliśmy, jak się śmialiśmy, o czym rozmawialiśmy, jak bardzo mi Jej brak... aż mi się łzy pojawiają i spływają po policzkach... nawet teraz... byłem przekonany, że rozmowa na ten temat z kimś bliskim mi pomoże... nie pomogła...
nie potrafię sobie z tym poradzić... naprawde... jest mi okropnie źle
|
|
|
|
|
|
|
|
Koniecznie chcesz, żebyśmy napisały, że to Twoja wina, ale my kobiety (normalne, dojrzałe do związku) wiemy jak należy sie zachowywac i jak powinno sie traktowac faceta którego się kocha, przede wszystkim nie ranić i szanować.
Co to znaczy "siadała na kolana"??????? kolegom?????? pogrążasz ją a nie bronisz!!
Pewnie byłaby szczęśliwa gdybyś Ty brał koleżanki na kolana :/ szok. No chyba że ja już jestem taka stara, że teraz sie zwyczaje zmieniły i to jest norma wśród zakochanych?? _________________
|
|
|
|
|
|