Jak mówi moja mama: "Każdy potrzebuje w coś wierzyć".
Ja akurat wierzę w Boga ale wierzę, że nie jest mściwy, zimny i bezlitosny jak w starym testamencie, wierzę w dobrego, wyrozumiałego ojca, który każe nas za to co jest na prawdę złe i czym krzywdzimy innych.
A co do księży to są bardzo różni - różni bo to zwykli ludzie.
Znam księdza, który dowiedziawszy się o wypadku mojego ojca zadzwonił do mnie z ochrzanem, ze mu nie powiedziałam i że by wcześniej odprawił za niego mszę, a tak to zrobił to dopiero tego dnia rano (a nasz proboszcz mimo który dobrze zna nas i przyjaźni sie z moimi dziadkami niczego nie zrobił, nawet jak moja druga babcia prosiła go o odwiedziny u taty to sie wypiął, a jak mnie nie widział jakiś czas w domu u rodziców to - nie znając dobrze sytuacji rodzinnej - prawił kazania o mnie do mojego brata-ministranta); który bierze biedną młodzież w wakacje do swojej rodziny na wieś do pracy, a w zamian mają wyżywienie, nocleg i wakacje w innym miejscu niż swoja wieś, ogniska, wycieczki piesze itp a ludzie na nim psy wieszają że wykorzystuje dzieci do pracy.
Znam też takiego, który został księdzem mimo, że niezbyt wierzy w Boga, a do seminarium poszedł bo mu ze studiami nie wyszło, a jest cudownym księdzem - misjonarzem na Ukrainie i bardzo pomaga ludziom mimo że władze na niego dybią.
Znam też takiego, który żył ze swoją gosposią i miał z nią dziecko, które razem wychowywali, a mimo to był cudownym księdzem i człowiekiem i bardzo pomagał ludziom.
A znam wielu księży, którzy z ambony ganią i pokazują jacy oni są święci, a kiedy poprosisz o pomoc bez odpowiedniej puli banknotów to udają że nie słyszą, albo biskupa, który łże w żywe oczy, że np przyjdzie w weekend do jakiegoś chorego, którego blisko znał wiedząc, że w ten weekend wyjeżdża do Rzymu i w ostatnim momencie wysyła jakiegoś byle zastępce.
I wielu takich, którzy poszli do seminarium tylko dla tego, że 'ksiądz to dobry, opłacalny zawód'.
Ale żeby być dobrym człowiekiem nie trzeba być księdzem. Jest wielu dobrych - nawet nie głęboko wierzących - ludzi, którzy na prawdę żyją tak jak żyć się powinno i pomagają każdemu kto pomocy potrzebuje.
A znam też panie (i panów) chodzące 3 razy dziennie do kościoła i modlące się kilka razy dziennie, a na prawdę takie, że każdego obgadają, nikomu nie pomogą i na każdego wyjadą. A gdzie 'nie sądźcie a nie będziecie sądzeni'? A gdzie 'nadstaw drugi policzek'? A gdzie 'kochaj bliźniego swego'? Myślą, że one są najświętsze, bo wierzą w księży, mieszkają w kościele, nikogo nie okradły i nie zabiły. A to nie tak.
I mimo, że wierzę w Boga, nie wierzę w Kościół i w ustalone przez ludzi kościoła zasady. Tym bardziej, że wielu ludzi kościoła nie potrafi wg tych zasad żyć i nikt nie wyciąga z tego żadnych większych konsekwencji. A np proboszcz, który jest dobrym księdzem (zn. dobry dla ludzi), a ma za mało pieniędzy ze składek zostaje ganiony lub karany (wiem od wysoko postawionego księdza-przyjaciela rodziny). Gdzie tu logika i to PRAWDZIWE chrześcijaństwo?
Więc ja wyznaję zasadę - jeżeli nie krzywdzimy innych swoim zachowaniem, nikogo do niczego nie zmuszamy, a tym bardziej nasze czyny są czynami miłości to to nie jest grzech.
I jeżeli dwoje ludzi na prawdę chce spędzić ze sobą życie to ślub jest tylko formalnością, bo, jeżeli wierzą, sami oddają siebie w opiekę swoje uczucie Bogu, a sex będący oznaką prawdziwej, głębokiej miłości nie jest grzechem.
_________________
edytowany: 3 razy | przez Iśka | ostatnio w dniu: 28-12-2007 20:32