|
Choć pogoda nie była najpiękniejsza, a w momencie, gdy reżyser ogłosił przez radio koniec zdjęć, zapadał już zmrok, na planie rozległy się gromkie brawa. Ekipa była wzruszona, a Stanisławowi Tymowi łamał się głos, gdy dziękował współpracownikom. Powiedział: Jestem z was dumny i bardzo, bardzo wdzięczny. Dziękował producentom, bez których "Ryś" nie miałby szansy powstać, dziesiątkom aktorów i całej ekipie. Następnie, ku zaskoczeniu wszystkich, wydobył harmonijkę ustną i na środku ulicy zagrał "Odę do radości" Ludwika van Beethovena jako hołd dla wszystkich, którzy pracowali przy tym projekcie.
Zdjęcia do "Rysia" rozpoczęły się 28 sierpnia w klasztorze kamedulskim nad jeziorem Wigry, w okolicach Suwałk. Przez te bez mała dwa miesiące przez plan filmu przewinęło się ponad dwustu aktorów, dwa razy tylu statystów, dwa helikoptery, samochody, rowery, drezyna i przygarnięty pies Ryś. I to Ryś, a w zasadzie Rysia (bo to suczka), najnowsza ulubienica Stanisława Tyma, była bohaterką jednego z ostatnich ujęć filmu. Miała szczekać i szarpać nogę pewnego przestępcy. Pomysł sceny powstał na sam koniec, choć reżyser od razu zagwarantował Rysi występ w filmie. Nikt jednak nie przypuszczał, że suczka tak przyzwyczai się do planu zdjęciowego, że wcale nie zechce wściekle szczekać. Trochę to trwało, jednak w końcu Rysię udało się przekonać i oto ma epizod w filmie, na którego cześć dostała imię.
Najnowsze przygody Ryszarda Ochódzkiego zobaczymy w kinach w lutym przyszłego roku. Do tego czasu twórcy zajmować się będą montażem i postprodukcją. Zapewne już wkrótce publiczność ujrzy fragmenty filmu i jego pierwszy zwiastun.
|