|
Vianne Rocher, znana czytelnikom bohaterka „Czekolady” i „Rubinowych czółenek”, od lat mieszka z ukochanym Roux i dwiema córkami w Paryżu. Pewnego dnia otrzymuje list, którego autorką jest Armande Voizin, dawno nieżyjąca mieszkanka Lansquenet. Armande prosi w nim swą dawną przyjaciółkę o przyjazd do swego starego domu. Komu potrzebna jest pomoc Vianne? Jak ułożą się jej stosunki z tamtejszą społecznością? Jaką rolę odegra w tym wszystkim proboszcz Reynaud, który kiedyś doprowadził do wyjazdu Vianne z Lansquenet?
Joanne Harris zdobyła międzynarodową sławę w 1999 roku dzięki swojej powieści „Czekolada”, która znalazła się na liście finalistów do Whitbread (Costa) Prize. Na jej podstawie został nakręcony nominowany do Oskara film z Juliette Binoche i Johnnym Deppem. Do historii Vianne Rocher autorka powróciła w powieści „Rubinowe czółenka”, której akcja rozgrywa się w Paryżu. Joanne Harris opublikowała też wiele innych bestselerowych powieści, z których najnowszą jest „Błękitnooki chłopiec”. Jej pasje to: „snucie się, leniuchowanie, paradowanie, brzdąkanie, kuszenie księży i cicha działalność wywrotowa”. Gra na gitarze basowej, aktualnie studiuje język wikingów (Olde Norse). Mieszka z mężem i córką w Yorkshire.
Zapraszamy do przeczytania fragmentu jej nowej książki „Brzoskwinie dla księdza proboszcza” (wyd. Prószyński i S-ka):
Nieczęsto otrzymuje się list od zmarłej osoby. List z Lansquenet-sous-Tannes, właściwie list w liście, wrzucony do naszej skrytki pocztowej (oczywiście na łodzie poczty się nie dostarcza) i odebrany przez Roux przy okazji codziennego spaceru po chleb.
– To tylko list – powiedział, wzruszając ramionami. – Nie musi zaraz czegoś znaczyć.
Ale ten wiatr dął już przez cały dzień i całą noc, a my nigdy nie ufaliśmy wiatrowi. Porywisty i zmienny, siekł spokojną Sekwanę drobnymi przecinkami zmarszczek. Rosette, nie mogąc usiedzieć na miejscu, ćwiczyła skoki na nabrzeżu i bawiła się z Bamem nad wodą. Bam to niewidzialny przyjaciel Rosette... chociaż nie zawsze jest niewidzialny. W każdym razie nie dla nas. Nawet klienci czasem go widują, kiedy w takie dni jak ten obserwuje ich z mostu albo zwiesza się na ogonie z drzewa. Oczywiście Rosette widzi go cały czas, no, ale ona jest inna.
– To tylko list – powtórzył Roux. – Otwórz go i zobacz.
Akurat obtaczałam ostatnie trufle przed ułożeniem ich w pudełkach. I tak dość trudno jest zachować właściwą temperaturę czekolady, ale na łodzi, w tej ciasnej przestrzeni, najlepiej trzymać się tego, co najprostsze. Trufle łatwo przygotować, a proszek kakaowy, w którym je obtaczam, nie dopuszcza do zszarzenia czekolady. Układam je pod blatem – obok tac ze starymi zardzewiałymi narzędziami, jak klucze francuskie, śrubokręty, nakrętki i śruby – są tak realistyczne, że niemal jak prawdziwe, a nie zrobione z czekolady.
– Już osiem lat minęło, odkąd wyjechałyśmy stamtąd – zauważyłam, tocząc truflę w zagłębieniu dłoni. – Zresztą, od kogo ten list? Nie rozpoznaję charakteru pisma.
Roux otworzył kopertę. On zawsze robi to, co najprostsze. I zawsze od razu; nie zwykł wdawać się w żadne spekulacje.
– Od Luca Clairmonta.
– Mały Luc? – Przypomniał mi się niezdarny nastolatek, którego paraliżowało jąkanie. Zaraz jednak uświadomiłam sobie, że teraz Luc musi już być mężczyzną. Roux rozłożył list i zaczął czytać:
Droga Vianne i Anouk!
Minęło sporo czasu, ale mam nadzieję, że ten list do Was dotrze. Jak wiecie, kiedy moja Babcia umarła, zostawiła mi cały majątek, włącznie z domem, pieniędzmi i kopertą, którą wolno mi było otworzyć dopiero po ukończeniu dwudziestu jeden lat, co nastąpiło w kwietniu. W środku znalazłem ten list. Jest zaadresowany do Was.
Roux umilkł. Odwróciłam się i zobaczyłam, że wyciąga do mnie kopertę – zwykłą, białą, lekko pogniecioną, naznaczoną upływem czasu i dotykiem żywych dłoni na martwej kartce. Moje nazwisko było tam wypisane niebieskoczarnym atramentem władczą, zreumatyzowaną, obolałą ręką Armande...
– Armande – szepnęłam.
Moja droga dawna przyjaciółka. Jak to dziwnie, jak smutno usłyszeć teraz twój głos. Otworzyć tę kopertę, złamać pieczęć, z czasem coraz bardziej kruchą... kopertę, którą musiałaś polizać, tak jak oblizywałaś łyżeczkę po posłodzeniu czekolady w filiżance, radośnie, łakomie jak dziecko. Zawsze widziałaś znacznie dalej niż ja... i zmuszałaś mnie do patrzenia, czy mi się to podobało czy nie. Nie wiem, czy jestem gotowa na to, co zawiera twój list, ale i tak go przeczytam, mimo wszystko.
|