|
Paweł nastawił stoper.
– Pokaż.
Magda stanęła przed Aaronem i sprawnie zaczęła rozdzielać pasma jego włosów.
– Będzie cię bolało – oznajmiła. – Ty chyba w ogóle nie używasz grzebienia! Jakby mi klient przyszedł z czymś takim do zakładu, to posłałabym go do stu diabłów! – Znowu przytrzymała papierosa ustami i sięgnęła po grzebień. – Matko Boska, Aaron, co ty w ogóle masz na tej głowie? Już lepiej by było, gdybyś zrobił sobie dredy jak mój brat! Nie myśla-łeś, żeby to ściąć? – Zebrała mu włosy w kitę i odsunęła się, żeby na niego popatrzeć. – W krótkich też byłoby ci fajnie. – Zawahała się, a jej twarz rozjaśnił uśmiech. – We wszystkim jest ci fajnie, co? Laski pewnie za tobą wariują.
– Przestań – zbył ją, sięgając po kilka pomarańczo-wych zakończeń. – Mogą być te, wszystko mi jedno.
Kiedy zajęła się robieniem podziałów na jego gło-wie, na wysokości oczu miał jej płaski brzuch, czę-ściowo zakryty bluzką, i piersi kołyszące się w rytmie ruchu jej rąk. Powstrzymał jej dłonie, nakrywając je swoimi.
– Boli? – zapytała zdziwiona.
Nie ruszaj się, pomyślał. Proszę, nie ruszaj się! Puścił jej ręce i delikatnie uniósł jej bluzkę, odsła-niając opalony brzuch z niebieskim błyszczącym koralikiem w pępku. Jego dłonie były tak zimne, a jej ciało tak rozgrzane, że prawdopodobnie od-skoczyłaby, gdyby jej teraz dotknął. Więc zbliżył usta do jej skóry. Zamknął oczy i zaczął ją smako-wać, miejsce przy miejscu, okrążając pępek.
– Dzieciaku, w co ty ze mną pogrywasz?
Wstrzymała oddech, kiedy dotknął językiem korali-ka w jej pępku.
– Kurna, Aaron… – wyszeptała, wciągając głęboko powietrze w płuca. – Zabiję mojego brata. Powiedział, że masz z tym jakiś problem. Że dlatego nie masz dziewczyny!
Ja chyba też go zabiję, pomyślał, unosząc głowę, żeby spojrzeć jej w oczy.
– Wrobił cię. – Roześmiał się.
Wpatrywała się w niego dziwnie miękko, z uśmiechem, którego jeszcze nie znał.
– Co to było? – zapytała, kiedy ją puścił. – Dziecia-ku, znam cię tyle lat, że to zakrawa na kazirodztwo! I co teraz? Mam dalej splatać ci warkoczyki? Oszalałeś? Trzęsą mi się ręce, człowie-ku!
– Mnie też – przyznał, pociągając ją za nadgarstek, żeby usiadła.
Na lekcji polskiego zapatrzył się w okno. Z drzew spadały liście, chodniki tonęły w kałużach, po trawniku przed szkołą hulał wilgotny wiatr. Myślał o matce. Ostatnio prawie jej nie widywał – całe dnie spała albo milczała, zatracona we wspomnieniach. O tym, że w ogóle wyszła z łóżka, orientował się po brudnym talerzu albo filiżance zostawionej na stole. Znał ten jej stan – chwile spędzone w bujanym fotelu, spojrzenie, które coraz częściej sprawiało wrażenie, jakby traciła zdolność widzenia – znał, chociaż nie potra-fił powiedzieć skąd. Kiedy teraz wpatrywał się w okno, przyszedł mu na myśl ciasny pokój ze złażącymi ze ścian kolorowymi tapetami.
Pierwszy raz przypomniał sobie o nim, kiedy urodziła się Ania. Gabrysia zabrała go wówczas do szpitala, żeby zobaczył siostrę. Z tego pobytu zapamiętał głównie to, że Gabi była strasznie zdenerwowana i ciągle powtarzała, że Ania dostała tylko trzy punkty, a jej mózg jest dosłownie zamulony prochami łykanymi przez matkę. Siostra leżała na sali wraz z kilkorgiem innych noworodków. Nie umiała sama oddychać, więc podłączono ją do respiratora. Miała szeroko otwarte usta, z których wystawała jakaś rurka. Pod kocykiem zarysowywał się jej brzuszek i drobne ciałko. Wydała mu się mniejsza od innych dzieci, najmniejsza na całej sali.
Mama została umieszczona w prywatnym pokoju, za który płaciła Gabrysia. Leżała na łóżku, jedną ręką podpierając głowę, i wpatrywała się w ścianę naprzeciwko. Nie zareagowała, kiedy stanął przy niej. Jego spojrzenie obiegło jej twarz, próbując rozszyfrować, co się stało. Wyglądała jakoś ina-czej. Jej oczy przestały błyszczeć. I dlatego że były takie matowe, po raz pierwszy pomyślał o tamtym pokoju. Mignął mu w pamięci jak sprane wspomnienie i zaraz znikł.
O szybę uderzyły pierwsze tego dnia krople desz-czu i Aaron miał wrażenie, że wraca z bardzo dale-ka. Przeniósł spojrzenie na środek sali, gdzie polo-nistka właśnie przedstawiała klasie nową uczenni-cę.
– Jola przyjechała do nas z RPA – oznajmiła, pod-czas gdy rudowłose dziewczę przycisnęło do siebie torbę, wyraźnie onieśmielone. – Jolu, na pewno masz trochę zaległości w języku polskim, więc na razie usiądziesz z kimś, kto mógłby być pomocny…
Aaron przewidział, że polonistka wskaże jego, szczególnie że dzisiaj miejsce obok niego było wol-ne. Zawczasu sięgnął więc po swój plecak i odstawił go na podłogę.
– Jolu, zajmij miejsce w przedostatniej ławce koło Aarona.
Wzrok Joli obiegł klasę i w końcu spoczął na jedy-nym pustym krześle. Potem przeniosła go na chło-paka, który siedział obok.
Odsunął jej krzesło. Zbliżyła się do niego powoli, wciąż przyciskając torbę do piersi. Na ławkę wyło-żyła zeszyt i długopis.
– Hej – szepnęła.
– Cześć – odpowiedział równie cicho, podczas gdy nauczycielka cofnęła się do swojego biurka i poprosiła, by klasa otworzyła podręczniki na wier-szu Miłosza.
Aaron, wciąż trochę roztargniony, sięgnął po swoją książkę i zaczął ją wertować.
– Mogę? – zapytała Jola. – Jeszcze nie kupiłam.
Przysunęła się, a Aaron położył podręcznik na środ-ku ławki. Pochylili się nad nim jednocześnie. Po-czuł jej perfumy – pachnące dusznym, upalnym latem. Kiedy podniósł na nią wzrok, zauważył jej loki w bajecznym marchewkowym kolorze i opaloną, nakrapianą piegami skórę.
– Mam z tobą siedzieć na każdej lekcji? – Jej spoj-rzenie objęło jego twarz.
– Nie, nie sądzę – odpowiedział cicho. – Ktoś tu już siedzi. Po prostu nie ma go dzisiaj.
– Kto? – Pochyliła się trochę niżej, jakby chciała wyszeptać coś szczególnie ważnego.
Odruchowo zrobił to samo. Kiedy znalazł się jesz-cze bliżej niej, ogarnęło go miłe i jednocześnie krępujące wrażenie, jakby ktoś dmuchnął mu w twarz gorącym powietrzem, jakby jego skóra zapłonęła. Z bliska jej oczy otoczone przez rudawe rzęsy miały barwę wody. Uśmiechnęła się, odsła-niając trochę długie, lekko rozsunięte jedynki.
– Twoja dziewczyna? – zapytała, a on bezwiednie cofnął się na swoje miejsce i pokręcił głową.
– Nie, nie dziewczyna. Kolega.
(…)
|