|
Wybór męża
Mówi się, że „śmierć i żona od Boga przeznaczona” (czyli dwie najgorsze rzeczy, jakie mogą spotkać mężczyznę).
Stanowczo małżeństwo zostało wymyślone dla kobiet i dzieci. Mężczyzna jest z natury poligamistą i jedna kobieta na ogół nie wystarcza – potrzebuje szerszego grona, które by podziwiało jego wdzięki i zalety, tak jak śpiewaczka, która przecież nie zechce śpiewać dla jednego słuchacza. (Na tym właśnie polega fakt, że chłop w domu „milczy na każdy temat”.)
W dzisiejszych czasach, kiedy nikt nie żeni się na zawsze i nikt nie bierze „wieczystych ślubów”, o wiele łatwiej nabrać chłopaka na małżeństwo niż dawniej, więc w niniejszym felietonie podamy kilka rad dla młodych kandydatek na żony, aby zanadto nie „wpadły”.
Przede wszystkim nie wychodźcie za mąż za jedynaka i pamiętajcie, że biorąc go sobie za męża – jednocześnie bierzecie ślub z jego mamusią. Mamusia, zakochana zazwyczaj w synku jedynaku, to wasz wróg numer jeden. Małżeństwo ukochanego chłopaka będzie dla niej zawsze dopustem Bożym, a tym samym i upustem jej złych humorów.
Jeśli, co się dzisiaj często zdarza, młodzi zamieszkają u jego matki, ciężka czeka młodą żonę dola. Pomału rozpocznie się walka dwóch rywalek o uczucia młodzieńca, walka, którą najczęściej wygrywa ta starsza, lepiej umiejąca gotować i dbać o cacusia.
Jesteśmy pewni, że przyczyną połowy rozwodów jest właśnie ta codzienna walka. Gdy dziewczyna, mimo wielu odstraszających przykładów, zakocha się w jedynaku, powinna pilnie przysłuchiwać się jego rozmowom. Jeśli co chwila będzie padało z jego ust słowo „mamusia”, to zamiast się wzruszać i rozczulać, jakim to on jest kochającym synem – w tył zwrot i rejterada. Taka kochająca mamusia to jakby stara żona, która zna wszystkie obyczaje i przyzwyczajenia swojego męża, i konkurencja z nią jest niemal beznadziejna. Będzie wiedziała dokładnie, co on jada, a czego nie tknie, co mu przeszkadza w pracy, czy mu trzeba postawić na noc przy łóżku szklankę mleka, czy też syfon z wodą sodową.
Ponieważ, jak prawie wszystkim mężczyznom, zawsze mu coś dolega, trzeba pilnować zaparzenia na noc ziółek lub, co gorsza, zmuszać go, aby je rano wypił. I żadnych, jak to u młodych żon, dowcipasów w rodzaju: „Twoje hobby – to choroby”.
Stara żona-matka nigdy nie drwi z dolegliwości pieszczocha i wszystkie jego często imaginacyjne cierpienia bierze serio.
– Nie wiem, co to jest: gdy na przykład podniosę lewą nogę do góry, to prawe oko zaczyna mnie boleć. Co to może być?
– To nie podnoś nogi – radzi ze spokojem młoda żona.
A stara? – Moje biedactwo kochane. Może ci nóżkę wymasuję? A oczko? Pokaż oczko, może tam coś wleciało.
– Pewnie jaki kociak – dowcipkuje ta młoda.
– Ty nie masz dla męża serca za grosz, przecież widzisz, że mu coś jest.
– Ja radzę bicze.
– Jak śmiesz! Więc ty radzisz, aby go bić! Ładna z ciebie żona.
A ta smarkula się zaśmiewa: – Ależ, mamo ja myślę o hydropatii, o biczach z lodowatej wody, to wspaniale robi na nerwy…
– Słyszysz, Zbyszku? Dla niej wszystkie twoje dolegliwości to nerwy. Idę zrobić ci gorącej herbaty, napijesz się z cytryną. Musiałeś się gdzieś przeziębić.
– Tak, na pewno przeziębiłem się na meczu, taki był deszcz.
– Wiesz – mówi to młode stworzenie „bez serca” – chodźmy do kina. Doskonale ci to zrobi, oko przestanie cię boleć.
Pieszczoch spogląda na młodą żonę z odrazą. – Mama to mnie naprawdę kocha, a ty to tylko się ze mnie nabijasz.
– Bo ci nic nie jest… Jeśli nie chcesz iść, to pójdę sama do kina. Dość mam tego szpitalika dla nerwowo chorych – i rzeczywiście wychodzi.
Stara matka-żona tryumfuje. Zna lepiej mężczyzn i wie, jak z nimi postępować. Wie, że aby męża przy sobie utrzymać, trzeba po pierwsze dobrze go karmić, po drugie – przejmować się jego zdrowiem. A tym młodym ani to w głowie. Wolą jadać byle co, po restauracjach lub barach mlecznych, i nie znoszą stękających facetów.
Poza tym dla każdej prawie matki syn – to jakaś wybitna jednostka. Nawet gdyby był zupełnie przeciętny, uważa ona, że trzeba się z nim obchodzić jak z wielkim artystą lub znanym uczonym.
– Psst, cicho. Zbyszek śpi, zasnął po pracy. On taki zmęczony, nie należy go budzić.
– Ee tam! Zbyszku, zbudź się, mieliśmy iść do miasta, a potem do kawiarni. Wstawaj, niedołęgo!
A teraz drobna uwaga – dzisiejsza matka to nie żadna siwa staruszeczka o pooranej twarzy, to zwykle czterdziestokilkuletnia lub pięćdziesięcioletnia kobieta w pełni sił. Stary mąż już się nie liczy, a młodzi mężczyźni nie zwracają na nią najmniejszej uwagi. Serce chce i musi kogoś kochać. Wszystkie więc swoje niewyżyte uczucia przelewa na syna jedynaka. Miłość nieerotyczna jest często o wiele silniejsza od tamtej, bo jej zmysły nie przeszkadzają w adoracji. Jest w niej coś z uczuć egzaltowanych zakonnic, zdolnych do wszelkich poświęceń i wyrzeczeń. Obiekt adoracji może pozostać zupełnie głuchy i obojętny, jak posążek Boga lub świętej, tym bardziej stara się go ubłagać o jakiś znak łaski. Ale tego młode smarkule, które same pragną być adorowane, w żaden sposób nie mogą zrozumieć i na tym polega cały konflikt. W jednym tylko wypadku obie, stara i młoda, zgadzają się całkowicie, kiedy pieszczoch jest kimś znanym i dobrze zarabiającym – wtedy obie na wyścigi starają się mu dogadzać według starej anegdotki: „żeby nam się tylko nie zaziębił”.
Gorszym jeszcze wrogiem od zakochanej matki jest dla młodego małżeństwa alkohol. W trakcie przedślubnych igrów, zwanych „chodzeniem”, oboje chętnie popijają, to jeszcze nic groźnego. Ale gdy on zaczyna chodzić z kolegami i chlać, dziewczyna powinna być czujna, i gdy to się zbyt często powtarza, powinna z nim zerwać. Kto pije, będzie pił, chyba że… Są tylko dwa sposoby, aby chłop przestał pić: pierwszy, o wiele tańszy, to dolegliwości nerek lub wątroby; drugi, bardzo drogi, to… własny samochód. Byle syrenka – i już nasz pijaczyna wyleczony jest z tego nałogu. Motocykl lub skuter, dziwna rzecz, nie są tak skutecznym lekarstwem, o czym możemy się przekonać, czytając o licznych wypadkach drogowych w naszej codziennej prasie, kiedy to nietrzeźwy motocyklista przejechał na śmierć spokojnego przechodnia lub rozbił w drobne kawałki siebie i swoją dziewczynę.
Niestety, zakochana dziewczyna to wróg swojej własnej przyszłości. „Ja go odzwyczaję od tego nałogu” – myśli z pychą właściwą młodym. Wszyscy wiemy dokładnie, że w wódce siedzi plugawy diabeł, który opętuje spokojnego, dobrego mężczyznę, pluje przez jego usta ohydnymi wyrazami i rzyga na dywan, a nieujarzmiony przez swoją ofiarę – zaczyna lać żonę i dzieci. Ten szatan jest niechlujny i cuchnący; zionąc smrodliwymi wyziewami, rzuca się na nieszczęsną młodą żonę, chcąc ją zmusić do czułości z dna piekieł.
Opisujemy to jaskrawo i brutalnie, aby odstraszyć młode dziewczęta od małżeństwa z sympatykiem alkoholu. Ale one pod tym względem są głupie i naiwne, powtarzając chętnie: „Co to za mężczyzna, który nie pali i nie pije?”.
|