„Opisz mnie ze wszystkimi ułomnościami i błędami, jakie popełniłem. Chciałbym, by zapamiętano mnie jako człowieka, a nie jakiegoś Jamesa Bonda o nadludzkich możliwościach”. Chętnie mówił więc nie tylko o tajnej współpracy z obcym wywiadem, ale też o swoich przyjaźniach, pasjach, domach, łodziach, zwierzętach. Postawił przy tym jeden warunek: książka ukaże się dopiero po jego śmierci. Dwa lata później zmarł.
Zdążył opowiedzieć pisarce o dojrzewaniu do swojej najtrudniejszej decyzji i o przełomowym momencie, kiedy to w pojedynkę wydał wojnę zbrodniczemu systemowi. O pierwszych próbach nawiązania kontaktu z Amerykanami, sposobach przekazywania informacji, kobietach, które miały zapewnić mu alibi, i o lodowatym strachu, gdy wydawało się, że został zdekonspirowany. O dramatycznej ucieczce z PRL-u i cenie, jaką przyszło mu zapłacić za najważniejszy życiowy wybór – tragicznej stracie dwóch synów…
Kukliński jest dziś jak pomnik. Jedni pod nim składają kwiaty, inni odwracają z niechęcią głowę. Za parę lat będą się o nim uczyły dzieci w szkołach. Ale mało kto się zastanawia, kim był Ryszard Kukliński. Nie – czy był zdrajcą, czy bohaterem, ale kim był jako człowiek. O tym jest książka Marii Nurowskiej.
„Newsweek”