|
- Dobra. To jak ten wzniosły wygląda i skąd go wytrzasnęłaś? - przerwałam jej bezceremonialnie.
- A co, od razu musi ktoś być? Może ja tak platonicznie… No dobra, słuchajcie. – Łucja zrezygnowała z podniosłego tonu i cała się rozpromieniła. – Poznałam go na zdjęciach. Brunet, wdowiec, jego żona parę lat temu zginęła w wypadku. A jaki przystojny! I ma takie światełko w oczach!
- Przynajmniej zaoszczędzisz na żarówkach – mruknęła Jagoda i napełniła kieliszki. – No to teraz dla odmiany wypijmy za koniec miłości i koniec paryskiej przygody.
- Co takiego? - Znieruchomiałam z uniesionym kieliszkiem. – Co ty, Jagódka, mówisz?
- Że wróciłam na dobre. Klaudiusz wybrał paryżanki. Jak on to powiedział? „One są takie subtelne i zadbane”. Od siebie mogę dodać, że są również wyjątkowo młode. Przynajmniej te, które przewijały się przez nasz dom. Zauważyłyście, że faceci zwykle odchodzą do młodszych?
- Dlaczego nic nie powiedziałaś? Boże, a ja, egoistka, widziałam tylko swoje nieszczęście! Przez moment wydawało mi się, że coś jest nie w porządku, ale błyskawicznie uśpiłam to przeczucie! - Rzeczywiście kilka razy miałam wrażenie, że Jagoda jest jakaś nieswoja, lecz nigdy nie usiłowałam jej przycisnąć i zachęcić do zwierzeń. Podła, podła egoistka ze mnie!
- Daj spokój, Majka! Teraz to mi nawet już nie żal. Dobrze, że się nie pobraliśmy, bo było łatwiej się rozejść. Miałam ci powiedzieć, ale wtedy zaczęła się u ciebie ta historia z Igorem. U mnie to już była końcówka żalu, u ciebie początek problemów. Po co miałabym cię martwić?
- Teraz to mnie jest głupio – wtrąciła się Łucja. – Wy tu przeżywacie tragedie, a ja wypaliłam z miłością i zakochaniem!
- Dajcie spokój. – Jagoda wzruszyła ramionami i sięgnęła po butelkę. – Nie ma co rwać szat. U mnie było, minęło. Lżej mi się po prostu zrobiło, jak to powiedziałam i nic już nie muszę ukrywać. A w przyrodzie musi być równowaga. Widać nam dopiekło, a tobie, Łucjo, tym razem się poszczęściło. I dobrze. A z rozpaczą koniec. Na pohybel z nią. Wypijmy za to!
I wypiłyśmy. Spodobał nam się ten toast. Potem piłyśmy jeszcze za to, żeby Klaudiuszowi na wieki wieków co nieco uschło, żeby Łucji brunet świecił wyłącznie dla niej, żebym znalazła letników i… nie pamiętam już za co. W każdym razie dużo było tych toastów. Gdy szumiało nam już nieźle w głowach, Łucja nagle wstała i popukała mnie w ramię.
- A ja jeszcze coś dla ciebie mam – powiedziała i czknęła. – Otwórzcie następną butelkę, a ja pójdę po Żyda.
- Matko Boska, po jakiego Żyda? - zapytałam wstrząśnięta.
- Normalnego, zaraz zobaczysz, mam go w samochodzie.
- Coś ci się pokręciło, w twoim samochodzie nie ma nikogo – usiłowałam ją przekonać.
- A co ty tam wiesz, jak mówię, że jest, to jest. Miły, ładny Żyd.
- Łucja, a po co go tam trzymasz? - zainteresowała się Jagoda. Była w tym momencie upojenia alkoholowego, w którym jeszcze się wszystko rozumie, ale nic już nie dziwi.
- Ależ wy jesteście tępe! No przecież mówię, że Majce go przywiozłam. Powiesi go sobie…
- Zwariowałaś? - przerwałam jej przerażona. - Ja nie mam żadnych uprzedzeń rasowych! I nikogo nie będę wieszać!
- A co ma do tego uprzedzenie? – zdziwiła się Łucja i nie bacząc na protesty, wyturlała się do samochodu, skąd po chwili wróciła z niewielką paczuszką. – Masz, to dla ciebie.
Nieufnie obracałam pakunek w dłoniach.
- Co to jest?
- Żyd. Otwórz wreszcie!
- Za chwilę – burknęłam i odłożyłam paczkę na stół tak ostrożnie, jakby zawierała bombę, i dla dodania sobie odwagi wychyliłam pełen kieliszek jednym haustem.
A potem zdecydowanym ruchem rozpakowałam paczuszkę. W środku był obrazek. Portret Żyda. Prawie że słyszałam uderzenie kamienia, który właśnie spadł mi z serca.
- No dobrze. Rzeczywiście Żyd. Ale po co? - zapytałam mało inteligentnie i choć wiedziałam, że pod żadnym pozorem nie powinnam już więcej pić, sama sobie dolałam do kieliszka.
- Na pieniądze. Podobno działa. Trzyma się takiego Żyda…
- Żyda się trzyma w piwnicy – przerwała wywód Łucji Jagoda. – Bo jak nie, to przychodzą faszyści i jest problem. Wiem, uczyłam się w szkole. Dawno to było, ale pamiętam! Kocham was, dziewczynki, i jego też kocham – dodała, wskazując Biszkopta śpiącego pod kanapą z uchylonym pyskiem, z którego wystawał różowy jęzor. – Patrz, Majka, ja go kocham, a on śpi! – Zaśmiała się i łyknęła wina wprost z butelki.
- No i co dalej z tym Żydem? - zignorowałam Jagodę, bo możliwość pomnożenia moich zasobów finansowych bardzo mi się spodobała.
- Stawiasz go albo wieszasz w jakimś miłym miejscu, na ramie obrazka kładziesz pieniążek i Żyd zaczyna działać. Trzeba jeszcze go czasami potrząsnąć i pogadać do niego.
- A co ja, głupia jestem, żeby do obrazka gadać?
- Nic nie poradzę, taka instrukcja obsługi i już. A masz mu mówić, żeby liczył pieniądze dla ciebie. Żeby wiedział, co ma robić.
- No tak, jasna sprawa – zgodziłam się, bo nagle po kolejnym kieliszku wszystko wydało mi się proste i logiczne. Teraz mogłabym nawet przemawiać do koni na obrazie Kossaka i poplotkować z łasiczką damy. – To ja jutro mu wszystko wyłożę co i jak, podam numer konta i poproszę, żeby zadzwonił za mnie do weterynarza. Nie wiesz, czy zajmuje się też takimi sprawami?
- Wszystkim – powiedziała Łucja z przekonaniem. – A po co ci weterynarz?
- Mnie na całe szczęście po nic, ale zwierzaki trzeba zaszczepić. Przy ilości hurtowej chyba przyjeżdża, no nie?
- Trzeba zapytać, ale chyba tak.
- Tak czy inaczej mój Żyd się tym zajmie, a teraz, dziewczynki, pijmy za bogactwo i nowe możliwości.
No i piłyśmy. Obrazek z Żydem leżał na stole przykryty dwoma banknotami, bo gdyby miał ochotę już działać, szkoda by było nie skorzystać. A banknoty zamiast grosika miały zapewnić szybszy wzrost możliwości biednego staruszka. Gdybym w tym momencie szaleństwa alkoholowego jakimś cudem przypomniała sobie o tym, że po każdej nocy przychodzi ranek, najpewniej umarłabym z przerażenia, a już z całą pewnością nie wzięłabym ani kropli więcej do ust. Gdybym też zamiast pić do nieprzytomności, wzięła do ręki swój kalendarz – robiłam w nim notatki, do których nigdy nie zaglądałam - zapewne też zakończyłoby się to moim zgonem. Nic takiego jednak nie zrobiłam i w nieświadomości spowodowanej odurzeniem alkoholowym przetrwałam do rana, śpiąc pod kanapą razem z Biszkoptem i mając na twarzy stopy Jagody, która usnęła na siedząco. A ranek, jak to miał w zwyczaju, niestety nadszedł.
(...)
|