|
Tekst, który został napisany pod pseudonimem i sprzedany już dwa lata temu, nawiązuje wyraźnie do dawnych hollywoodzkich tradycji, a więc do takich filmów jak klasyczna „Sabrina” (1954) Billy’ego Wildera z Humphreyem Bogartem i Audrey Hepburn, gdzie starszy i nieco cyniczny mężczyzna wdawał się w romans z dużo młodszą kobietą. Ten doskonale znany i wielokrotnie wykorzystywany schemat w „Narzeczonym mimo woli” odwrócono, a „kopciuszkiem” stał się o połowę młodszy asystent głównej bohaterki – Andrew (Ryan Reynolds). Takie ukształtowanie materiału stało się okazją do wielu komediowych spięć, a wynikło z aktualnych obserwacji obyczajowych prowadzonych przez twórców.
Recenzenci ciepło wypowiadają się o powrocie Bullock do komedii romantycznej. Scott Mantz z Access Hollywood stwierdza wręcz: To najlepszy występ Sandry Bullock od „Ja cię kocham, a ty śpisz”. Jedna z najzabawniejszych komedii ostatnich lat! Sama aktorka wydaje się nie przejmować swym „niebezpiecznym” w Hollywood wiekiem i twardo idzie do przodu. – Myślę, że powinniśmy brać przykład z krajów europejskich – deklaruje. – Tam często, im aktorka starsza, tym bardziej seksowna. Doświadczenie kobiety, jej czar można odczytać w spojrzeniu.
„Narzeczony mimo woli” to historia bizneswoman Margaret Tate, która postanawia wyjść za mąż za swego asystenta Andrew Paxtona. Dotąd traktowała go dość bezceremonialnie. Tate, Kanadyjka, chce w ten sposób uzyskać amerykańskie obywatelstwo, ponieważ grozi jej deportacja. Ale ten wyrachowany plan zaczyna brać w łeb, gdy para spędza weekend z rodzicami Andrew w miejscowości Sitka na Alasce. Powoli pojawia się bowiem autentyczne uczucie...
„Narzeczony mimo woli” w kinach od 19 czerwca.
|