Mógłby przecież o tym zapomnieć. Tak to właśnie czerwone kropki znalazły się w dzienniku lekcyjnym dla piątej klasy. Przy różnych lekcjach, zawsze o tej samej godzinie.
Moje dziecko ma cukrzycę
- To były moje znaki bezpieczeństwa – mówi matka jedenastoletniego wówczas Michała, który zachorował na cukrzycę. Najpierw rozmawiała z Radą Pedagogiczną, potem z nauczycielami, którzy Michała uczyli. O cukrzycy wiedziała już dużo. Przeszła szybki, dwutygodniowy kurs teorii i praktyki, kiedy syn leżał w szpitalu. W domu była o niego spokojniejsza. Co będzie poza domem? Podczas kilku godzin w szkole? Serce waliło jak młot. Dziś Michał jest licealistą, czas szykować się do matury. Plany życiowe jeszcze nie do końca sprecyzowane, ale drzwi do świata dorosłych szeroko otwarte. To jest jego największy kapitał. Solidnie na niego pracował on sam i jego rodzice. Mają w tym także udział nauczyciele, którzy go wtedy uczyli. I kumple z klasy też.
To, co najważniejsze
Przyszedł czas na kanapkę, więc ją wyjmował z plecaka i zjadał na lekcji. Bez fałszywego wstydu i ukrywania się. Mógł, ale nie musiał wychodzić z klasy, żeby wziąć insulinę, kiedy na samym początku posługiwał się penem. Matka Michała mówi:
- Byłam spokojna, że to, co najważniejsze dla jego zdrowia jest pod kontrolą.
Szkoła społeczna, matka Michała była – i jest – w tej szkole nauczycielką biologii.
- To, co dla Pani było możliwe – mówię – dla innych rodziców jest wręcz nieosiągalne.
Matka Michała zdaje sobie z tego sprawę. Ale czy wszystko wyjaśnia ta jej szczególna sytuacja? Czy to jest ten jedyny klucz do całej sprawy? Chyba nie. Najważniejsze – i tu po raz drugi pada to słowo - aby i Rada Pedagogiczna
i nauczyciele, którzy są najbliżej chorego dziecka wykazali zrozumienie i gotowości tej szczególnej opieki, kiedy przyjdzie taka potrzeba. Żeby szkoła dla takiego ucznia była przyjazna. W szkole Michała to było przede wszystkim. W innych też przecież może być.
Kiedy i jak to się zaczęło?
Dosyć nagle... Chłopak jak przysłowiowe żywe srebro, może nawet nazbyt żywe i oto oko matki dostrzega, że wrodzona energia raz po raz zaczyna się wyczerpywać. Jakby wysiadały baterie zasilania. Michał schudł, zaczął coraz częściej sięgać po coś do picia, wstawał w nocy do toalety, czego nigdy przed tym nie robił. Pierwsza wizyta u lekarza, badanie moczu i podwyższony cukier we krwi. Kolejne badania i skierowanie do szpitala. I ta diagnoza: cukrzyca!
Michał był w bardzo dobrej kondycji fizycznej. U większości dzieci na tym oddziale szpitalnym choroba już była widoczna. Późno odkryto u nich cukrzycę. Rodzice, a często i lekarze także, uważają, że u dorastających dzieci pojawiające się takie jak wyżej objawy, to zapowiedź okresu dojrzewania, albo efekt zwiększających się obowiązków szkolnych i zajęć pozaszkolnych, basen, tenis, dodatkowe lekcje języków obcych, do tego godziny spędzane przy komputerze.