|
Obniżanie wymagań w stosunku do osób wnioskujących o kredyt jest dość wyraźnie widocznym trendem. Stopniowa liberalizacja podejścia kredytodawców wyraża się m.in. w proponowaniu kredytów segmentom klientów dotychczas pomijanym w ofercie (w ostatnim okresie byliśmy świadkami promocji produktów skierowanych do studentów), jak również rozluźnieniu wymogów dotyczących udokumentowania źródeł dochodów (np. kredyty „na oświadczenie”). Rolę oręża w konkurencyjnej walce pełni także wymagana wysokość wkładu własnego. Kredyty na 100, 110, a nawet 130% wartości nieruchomości kuszą w szczególności mniej zasobnego, nie posiadającego oszczędności, klienta, skłonnego okupić niższe wstępne wymagania wyższą ratą spłaty przez kolejne lata.
Promocje cenowe pełnią równie ważną rolę w rynkowych potyczkach. Karencja w spłacie kapitału, obniżenie oprocentowania w pierwszym okresie spłaty, „finansowe poduszki” mają przyciągnąć niezdecydowanych i stworzyć wrażenie, że długoterminowy kredyt nie musi być kulą u nogi.
Na kredyt mogą liczyć też osoby o nienajlepszej historii kredytowej — niektóre banki sięgnęły po bardziej ryzykownych klientów, wciąż jednak kuszą ich dość nieśmiało. Sytuacja może się zmienić wraz z zawężaniem się rynku – kurczący się popyt skłoni co bardziej agresywnych graczy do poszukiwania nowych obszarów ekspansji. Jak daleko można posunąć się w kredytowych ułatwieniach? Interesującym przykładem może być rynek amerykański…
|