|
Warto też podjąć wysiłek stworzenia takiego języka mówienia o kwestiach seksualności, który kładzie nacisk na jego emocjonalny, więziotwórczy charakter – unikając zarówno medykalizacji seksu, jak i jego instrumentalizacji („sprawność”). Jest to zresztą ogólniejszy problem nowego spojrzenia na kobiety, mężczyzn i ich związki. Przeglądając publikacje – tak książkowe, jak prasowe z ostatnich kilku lat można odnieść wrażenie niezwykłego wzrostu zainteresowania kwestią płci oraz wzajemnych relacji między kobietami i mężczyznami. Wszyscy już wiemy, że kobiety są z Wenus, a mężczyźni z Marsa; że wiele konfliktów w związkach pojawia się na tle wzajemnego niezrozumienia, rzutowania na drugą płeć swojego własnego sposobu widzenia i odczuwania świata. Psychologiczne porozumienie jest zresztą szczególnie ważne w dzisiejszym świecie, kiedy sztywne, społecznie określone role kobiet i mężczyzn uległy rozmyciu i jedyne, co nam pozostało, to spróbować dogadać się na własną rękę.
Coraz częściej pojawiają się też publikacje dotykające nowych w Polsce zjawisk – wolnych związków, samotnego macierzyństwa, polskich „Bridget Jones” czy też kobiet dotkniętych syndromem „HBS” – Harvard Business School (ponoć w USA na takie hasło większość młodych mężczyzn ucieka), mężczyzn cierpiących na syndrom Piotrusia Pana albo zmuszonych stawić czoła Niezależnej Kobiecie. Wobec tych zjawisk też jakoś musimy się odnaleźć, ponieważ oznaczają one pęknięcie „starego” układu, w którym funkcjonowali mężczyźni i kobiety. Jeszcze 10 lat temu niemal każda kobieta wychodziła za mąż, średnio w wieku niespełna 23 lat, w niemal połowie przypadków będąc w ciąży, biorąc na siebie wszystkie tradycyjnie kobiece prace domowe i dodatkowo pracując zawodowo w nisko opłacanych zawodach, bez szans na karierę. Dziś nie jest to już takie oczywiste – i obie strony muszą się jakoś z tą nową sytuacją uporać. Życie seksualne jest ważnym elementem owego przewartościowania.
Anna Giza Poleszczuk
Instytut Socjologii UW
|