|
Kiedy urodziła się Ojuna, była zima, najsroższa, jaką pamiętam. Na dworze wył wiatr tak mroźny, że powieki za każdym mrugnięciem musiały się od siebie na nowo odrywać, a kiedy rano wychodziłam do stada i potem wieczorem wracałam, byłam tak zmęczona, że to odrywanie powiek coraz bardziej odwlekałam i chciało mi się już tylko usiąść na śniegu i usnąć. Sklejały się też dziurki w nosie, a potem włoski ciągnęły, i bolało. Tak jest u nas każdej zimy, ale wtedy, kiedy miała się urodzić Ojuna, było o wiele gorzej. Zwierzętom zapadły się boki, a ludziom policzki, młode sztuki wyglądały jak stare, a małych dzieci dorośli w ogóle nie wypuszczali na dwór. Przywiązywali je do nóg łóżek albo zawieszali nad piecem w skórzanych kołyskach, żeby nie trzeba było się nimi zajmować, a sami wychodzili odgarniać owcom śnieg.
Tej zimy, kiedy urodziła się Ojuna, napadało tyle śniegu, że babcia postanowiła umrzeć. Nie wierzyła, że mogłaby wytrzymać taki dopust, i całe te trzy najgorsze miesiące przespała przy piecu pod derkami, a tato gotował dla koźląt i jagniąt gorącą herbatę z mlekiem, żeby wyżyły. Dorosłe sztuki obwiązywał starymi skórami i krzyczał na konie, gdy widział, że któryś z nich już nie chce żyć. Dobre konie, kiedy umierały, tłukł taszurem po zadzie i po nogach, żeby się podniosły, a potem do nich strzelał. Nara i ja zaraz pędziłyśmy popatrzeć, jak ich umierające oczy zaciągają się ślepą błoną, a końskie słabizny drgają, jakby chciały strząsnąć z siebie muchy. Potem ściągałam rękawice i dotykałam końskiego brzucha, między tylnymi nogami, tam gdzie jest najcieplejsze miejsce, żeby się ogrzać. A tamtego dnia Nara pobiegła do domu, bo babcia krzyczała z łóżka, że mama rodzi.
Ojuna była niesamowitym dzieckiem i mama miała z nią utrapienie przez wiele tygodni. Już nie była najmłodsza i nie za bardzo ją uradowało, kiedy się dowiedziała, że będzie nas więcej. Tato się cieszył, bo był pewien, że tym razem zrobił mamie chłopaka. Poprzedniego lata, gdziekolwiek jeździliśmy w odwiedziny, wszędzie się puszył i śmiał się z Ojunbata, który mieszka niedaleko od Batu i Dawdży i właśnie tej wiosny urodziła mu się szósta córka, a mamie już rósł brzuch, w którym, jak to sobie wyobrażał, drzemał przyszły Czyngis-chan naszego rodu.
|