|
O simple life i slow home opowiada na podcaście, który osiągnął już rekordową milionową ilość pobrań. Na podstawie własnych doświadczeń napisała także bestsellerowy poradnik Prostota. Siła codziennych rytuałów.
Lagom, hygge, lykke, ikigai… W ostatnim czasie pojawiło się wiele pomysłów i recept na szczęśliwe życie. Dla pani kluczem jest słowo simple, prostota.
Prostota oznacza pozbycie się wszelkiego nadmiaru, a dotyczy to zarówno naszej pracy i wszelkiej codziennej aktywności, jak też stanu posiadania oraz oczekiwań. To, co naprawdę uważamy za ważne, powinno znaleźć się w centrum naszego życia. Musimy więc odsunąć od siebie rzeczy i czynności, które są zbędne i zastanowić się, co robimy z czasem, przestrzenią, a także energią. Prostota to także odnajdywanie momentów spokoju i wolnej przestrzeni nawet w te dni, gdy wiele się dzieje, a my jesteśmy zajęci.
W tym celu możemy pozytywnie i twórczo wykorzystać rytuały i rytmy. Na czym to polega?
Podnosząc naszą aktywność lub określone zadanie do rangi rytuału, uznajemy je za ważne i znaczące. Na przykład, jeśli poranne picie filiżanki herbaty lub też nanoszenie zapisków w dzienniku wieczorem przekształcimy w codzienny rytuał, oznacza to, że traktujemy je jako istotne i warte tej chwili. Dzięki temu znajdujemy na nie czas oraz energię, jakiej wymagają. Z kolei idea rytmu jest bardziej szlachetną wersją rutyny. Musimy mieć oczywiście świadomość, co spaja nasze dni, jednak rygorystyczne pojmowanie rutyny generuje olbrzymi stres. Inaczej jest z rytmem. Rytm pozwala nieco zwolnić albo przyspieszyć tempo zależnie od aktualnych potrzeb. Jeśli opuszczamy jakiś element w dziennym rytmie, nic takiego się nie dzieje, nasz świat się nie zawali, ale jeśli wypadamy z rutyny, mamy bolesne wrażenie, że zostajemy gdzieś w tyle, coś zaniedbaliśmy, coś straciliśmy. Kiedy wypracowałam swój poranny rytm, zdumiała mnie poprawa samopoczucia, jakiej doświadczyłam. Byłam wreszcie zrelaksowana, nie czułam presji, całe napięcie puściło.
„Każda podróż zaczyna się od jednego małego kroku”. Od czego powinniśmy zacząć?
Od czegokolwiek! To właśnie jest wspaniałe w slow life. A jeśli wybór sprawia nam kłopot, zawsze możemy zacząć od mentalnego inwentarza, uświadomienia sobie, jakiego rodzaju problemy pojawiają się w naszym życiu lub tego, co najbardziej nas dręczy. Wszystko, czego potrzebujemy, to kilka minut, długopis i kartka papieru. Mamy spisać, naszkicować lub narysować tematy, myśli, zadania albo problemy, które w danym momencie przychodzą nam do głowy. Zapewne będzie to długa lista rzeczy do zrobienia, kilka zmartwień i trosk, jakiś duży problem i garstka drobnych spraw, które nie dają nam spokoju, a co uświadomiła nam dopiero ta kartka papieru. Być może zauważymy jakąś wspólną nić, która spaja całą listę, i to może być dobrym początkiem. Ale niezależnie od czego zaczniemy, postarajmy się, by za punkt wyjścia obrać rzeczy małe. Jeśli mamy wielki problem, połammy go na możliwie najmniejsze kawałki i zaplanujmy małe kroki. Rozpęd, na jaki pozwoli ten pierwszy mały krok, wystarczy, by popchnąć nas do drugiego kroku, a potem do następnego i następnego. Nieważne, w jakiej podróży jesteśmy, każda zaczyna się od tego jednego małego kroku. To jedyna droga do trwałej powolnej przemiany. Slow nie musi wyglądać w jakiś konkretny sposób, nie musi to być też jakaś duża wymagająca zmiana. Najważniejsze to właściwie poustawiać priorytety i poświęcić tym sprawom więcej czasu niż innym, a przy tym pozwolić, by rzeczy, które nie są dla nas ważne, po prostu szły swoją drogą.
Smutna prawda jest taka, że nasz umysł jest przeładowany informacjami, a my coraz więcej czasu spędzamy online, bombardując go kolejną masą danych i wiadomości. W jaki sposób możemy skutecznie się rozłączyć?
Pierwszy krok, jaki powinniśmy w tym celu zrobić, to zwrócić uwagę na to, ile czasu spędzamy w sieci. Musimy wyznaczyć sobie kilka momentów w ciągu dnia, kiedy intencjonalnie się rozłączymy, wyłączymy komunikatory, po to, aby zrobić coś całkowicie offline. Wytyczając te proste granice, szybko zaczynamy dostrzegać, jak wiele czasu spędzaliśmy do tej pory w sieci i jak wiele straciliśmy przez telefony. Z chwilą gdy sobie to uświadomimy, będzie nam łatwiej wprowadzić większe zmiany w technologicznych przyzwyczajeniach. Jedną z najbardziej dobroczynnych zmian, jakiej dokonałam, było wyrugowanie wszystkich ekranów i monitorów z sypialni. Teraz czytam książkę zamiast wpatrywać się w telefon, łatwiej zasypiam i budzę się bardziej pogodna. Po wstaniu z łóżka medytuję, rozciągam się albo piszę dziennik zamiast, jak dawniej, tracić czas na sprawdzanie mejli i czytanie postów na social media.
Pani książka ma bardzo praktyczny wymiar. Zawiera wiele technik i ćwiczeń, a nie tylko złote myśli i piękne maksymy.
Kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z konceptem simple living, doświadczyłam frustracji. Czytałam cudowne i inspirujące opowieści, ale w żadnej nie znalazłam praktycznych wskazówek, jak osiągnąć taki stan. Pracując nad książką, postawiłam sobie za cel podanie czytelnikom praktycznych porad, a przy tym pozostawienie im wolnej ręki, jeśli chodzi o adaptację moich pomysłów do ich własnych potrzeb i preferencji. Nie ma jednego przepisu na proste życie.
Pisze pani też o wdzięczności, uważności, zapomnianej sztuce nicnierobienia, cieszeniu się małymi rzeczami. Dlaczego tak często zapominamy o tych małych „dobrociach” albo po prostu ich nie doceniamy?
Bo zaczęliśmy utożsamiać pośpiech i nadmiar z sukcesem. Drugą stroną tego medalu stało się przekonanie, że jeśli nie jesteśmy wiecznie zajęci, to znaczy, że jesteśmy leniwi. Znam dobrze dwie strony tego równania. Kiedyś sama uważałam, że będąc niespokojną, przeciążoną i zestresowaną, odnoszę w życiu sukcesy, że to ich warunek. Teraz dotarło do mnie, że w małych chwilach uważności można odnaleźć nie tylko radość, ale też spokój, satysfakcję i dziecięcą zdolność zadziwiania się światem. Odkąd uprościłam swoje życie, więcej zauważam i więcej doceniam, nauczyłam się zwalniać i być obecną, nawet jeśli mam dużo rzeczy na głowie, jestem też bardziej zadowolona i pogodna. Cieszę się z każdego dnia, nie uciekam. Upraszczanie życia nie czyni mnie leniwą ani też nie jest źródłem nudy. Jest dokładnie odwrotnie.
|