|
że w filmie są może trzy sceny, w których nie jest cały mokry. I faktycznie, akcja filmu toczy się przede wszystkim w wodzie.
Dlatego też kręcenie zdjęć było wyjątkowo skomplikowaną operacją logistyczną. Wielkiej uwagi wymagała zwłaszcza sekwencja rozgrywająca się na Morzu Beringa. Reżyser Andrew Davis uznał, że filmowanie w ekstremalnych warunkach jest praktycznie niemożliwe. Na potrzeby ekipy powstała więc największa w Hollywood maszyna do tworzenia sztucznych fal. Oczywiście, zbliżony efekt można dziś uzyskać komputerowo, ale zasadnicza różnica kryje się właśnie w słówku "zbliżony".
Komputerowcy pod wodzą Williama Mesy też pracowali pełną parą, tworząc morskie pejzaże. Przeanalizowali dziesiątki zdjęć filmowych z autentycznych sztormów, by stworzyć jak najbardziej realistyczny obraz "gniewu oceanu". W Shreveport powstał gigantyczny basen o wymiarach 30,5 na 24,4 metra. Za tworzenie fal odpowiadała firma Aquatic Development Company z Nowego Jorku. Stworzony przez nią system dokładnie odtwarzał strukturę i rytm uderzeń morskich fal, które osiągały wysokość nawet do ośmiu metrów. Moc maszyn tworzących fale wynosiła aż 150 koni mechanicznych!
Davis był zachwycony: Mieliśmy nie tylko wysoką falę, ale różne rodzaje fal i różne sposoby ich rozbijania się i załamywania światła. Kutcher z kolei wspominał: Uderzenia fal były tak potężne, że trzeba było bardzo uważać. Chwilami mieliśmy wrażenie, że naprawdę jesteśmy na otwartym morzu. William Mesa podkreślał, że - mimo ogromnego postępu technik komputerowych - udawanie wody, zwłaszcza oceanu, to "digitalny koszmar". Oceanu, a zwłaszcza sztormu, po prostu nie da się zaprogramować. To organiczny żywioł, pełen nieprzewidywalnych zmian, o wielu subtelnych odcieniach. Dlatego postanowiliśmy sfilmować prawdziwe fale, a moim zadaniem było dopasować resztę do ich wyglądu.
|