Łukasz Modelski: Piotr Kamecki ostatnio ruszył bardzo pionierską drogą. Buduje właściwie jedyny winny fundusz inwestycyjny w Polsce. Bardzo ciekawe. No i jest pierwszy. A jak ty, ważny Pan Sommelier, zarabiasz na winnym znawstwie?
Tomasz Kolecki-Majewicz: – Ten zawód otwiera wielkie możliwości. Organizuję kursy, szkolenia dla hoteli i restauracji, degustacje, wyjazdy jako przewodnik do regionów winiarskich, pokazy dla firm czy osób prywatnych. Są też inicjatywy o charakterze bardziej towarzyskim…
Czyli paru bogatych ludzi się skrzykuje i mówi, że chcieliby mieć lekcje?
– Rożnie to bywa. Czasami są bogatsi, czasami wcale nie. Relacje z ludźmi też są ważne w tej całej zabawie, więc nieraz mi się zdarzało uczestniczyć w przeróżnych spotkaniach półcharytatywnie, lub wręcz charytatywnie, dlatego że się po prostu lubimy, wspólnie pielęgnujemy w sobie pasję. Można oczywiście na różne sposoby dzielić się wiedzą, na przykład doradzać na portalu winiarskim czy w pismach branżowych, co mam okazję i szczęście cały czas czynić. Przyjmuję też różnego rodzaju zlecenia od importerów wina czy organizacji winiarskich.
To powiedz, na czym one polegają? Wspominałeś niedawno, że w ciągu ostatnich dwóch tygodni musiałeś sprawdzić pięćset win…
– Taka praca dla producentów czy importerów jest prosta. Oni chcą przyjechać do Polski, potrzebują pomocy w zorganizowaniu degustacji czy pokazu. Czasem potrzebują mniejszego zasięgu czy pojedynczej osoby i wtedy przydaje im się taki człowiek jak ja. Albo kolejna przyjemna rzecz – ocenianie win na zlecenie dla kogoś, kto chce wino sprzedawać.
Czyli potencjalny importer?
– Potencjalny importer, albo nawet producent, który szuka importera, przysyła do mnie informacje o swojej winnicy i wina do testowania. Staram się zainteresować tymi winami importerów w Polsce.
Czyli zwyczajnie pośredniczysz?
– Rzadko, bardzo rzadko. To jest najbardziej pracochłonna i najmniej pewna działalność. Więc raczej skupiam się na ocenianiu dla tych, którzy chcą sprzedawać wino, czyli dla importerów. I tutaj się dużo dzieje. Te pięćset win to właśnie jedna z takich prac.
Ale powiedz, jak to jest zorganizowane, kiedy dostajesz pięćset win do degustacji. Te skrzynki przyjeżdżają do ciebie do domu?
– Tak, przyjeżdżają panowie kurierzy i przywożą ci pięćset win. Tak powolutku, po skrzyneczce, kilku… Panowie je wnoszą, a ja je znoszę, oczywiście już puste. Mam chyba najbardziej nawinione rury odpływowe w Warszawie. Wlewam w nie setki litrów, bo wiadomo, że z każdej butelki potrzebuję zaledwie kilkudziesięciu mililitrów, aby wino ocenić. Reszta do zlewu. Kiedyś jeszcze próbowałem się bawić w rozdawanie butelek. Ale to było niewdzięczne zajęcie.
Dlaczego?
– Sprawę stawiałem jasno, że mam butelki dziś otwarte, dobrej jakości, i że każdy może sobie je zabrać i wypić. Ale potem ani me, ani be, ani dziękuję. Żadnej recenzji, czy dobre było, czy niedobre. A zdarzało się i tak: „To jak to, muszę przyjechać po to wino?”. Miałem wrażenie, że ludzie mają jeszcze pretensje.
I nie boli cię, że ładujesz to wszystko do zlewu?
– Bardzo mnie to boli. Ale jestem świadomy, że każda butelka wylana to później butelka sprzedana przez któregoś z importerów i o tym staram się pamiętać. Bo jeżeli ja komuś podaruję butelkę, to on tej butelki już nie musi kupić. Tak to sobie tłumaczę. Przez chwilę myślałem nawet, żeby wysyłać komunikaty: „Mam karton napoczętych win, bardzo dobrych. Dwadzieścia złotych kosztuje”. I przelewamy na numer konta jakiejś fundacji czy schroniska, ogólnie czegoś dobrego. Taki pomysł był, ale umarł śmiercią naturalną – po pierwsze, z braku czasu, a po drugie, troszkę z mojej niewiary, że to się uda.
Chciałbym zapytać cię jeszcze o twoje początki, o tę przesiadkę kelnersko–sommelierską i pionierskie czasy. Bo zaczynałeś, jak to często bywa w przypadku sommelierów, jako kelner…
– Głupio zabrzmi, ale naprawdę od dzieciństwa ciągnęło mnie do gastronomii. Porywały mnie takie filmy, jak Zaklęte rewiry czy Gangsterzy i filantropi. Pewnego dnia uciekłem z lekcji, żeby zanieść papiery do technikum gastronomicznego zamiast do liceum ogólnokształcącego, jak chciała moja wychowawczyni. Potem pracowałem w takich miejscach, które z winem miały niewiele wspólnego, choć nie były złymi lokalami.
***
Trzynaście rozmów przy jedzeniu. Trzynaście sposobów smakowania potraw, trunków i życia. O kuchni, smakowaniu, piciu, literaturze, historii, miłości, przypadku i zmysłach – do rozmów przy stole z Łukaszem Modelskim zasiedli restauratorzy, kucharze, pisarze, wydawcy gastronomicznych przewodników, sommelierzy i po prostu: smakosze:
* restauratorką i dziennikarką Agnieszką Kręglicką;
* laureatką Pulitzera, autorką Przepisów z mojego ogrodu – Anne Applebaum;
* twórcą międzynarodowego ruchu Slow Food Carlo Petrinim;
* Patricią Atkinson – Angielka, która osiadła we Francji, by produkować wino;
* autorką Jedz, módl się, kochaj Elizabeth Gilbert;
* Aleksandrą Seghi – blogerką zakochaną we włoskiej kuchni, autorką Smaków Toskanii;
* Carl Honoré – piewca powolności;
* kucharzem i bibliofilem, jurorem programu TOP CHEF – Grzegorzem Łapanowskim;
* koneserem wina Tomaszem Koleckim-Majewiczem;
* smakoszem whisky Charlesem MacLeanem;
* osobistą kucharką Mitterranda – Danièle Mazet-Delpeuch;
* Côme de Chérisey'em – dyrektorem generalnym przewodników kulinarnych Gault & Millau,
* Michelem – prawnukiem Auguste'a Escoffiera, najsłynniejszego francuskiego kucharza XX wieku, który przed laty wspominał o istnieniu „piątego smaku“.