|
Forum dla kobiet: Różności:
|
|
|
Powody zdrady
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Jest to straszne. Z całego serca współczuję wszystkim zdradzonym musi być to potworne uczucie. Ale uważam dziewczyny, że jest tu jeszcze jeden aspekt. Czy nie boli bardziej wtedy kiedy mężczyzna przyznaje się do tego , że kocha inną niż że spędził noc z jakąś bliżej mu nieznaną kobietą? Nie chcę być żle zrozumiana. Zdrada to straszna rzecz i myślę że po czymś takim trudno się odnależć ale nie mogę sobie wyobrazić jak się czują kobiety które słyszą od swojej ukochanej osoby, że już wszystko skończone bo znalazł się ktoś lepszy na ich miejsce. _________________ całusy kosmo
|
|
|
|
|
|
|
|
uważam, że masz rację... mówcie co chcecie, ale znam wielu ludzi, którzy zdradę kiedyś wybaczyli, bo kochali i teraz są szczęsliwi mimo wszystko... z całą pewnością trudniej jest pogodzić się z tym, że ukochana osoba nagle ulokowała swoje uczucia w kimś innym-tu nawet gdy chce sie wybaczyć... to cóż to da... _________________
|
|
|
|
|
|
|
|
Zgadzam się. Życzmy sobie dziewczyny, żeby nigdy czegoś takiego nie usłyszeć. Ale czy nawet przy scenariuszu najbardziej pomyślnym, miałybyście do tej osoby takie samo zaufanie? Ja znając siebie popadłabym w jakąś paranoje węsząc wszędzie kolejną zdradę. Dlatego w moim przypadku lepiej byłoby się chyba rozstać... _________________ całusy kosmo
edytowany: 1 raz | przez kosmo | w dniu: 30-01-2007 21:54
|
|
|
|
|
|
|
|
Wiesz...nie mów hop dopóki nie przeskoczysz.. Obyś nie miała nigdy takiej sytuacji, ale jak kochasz to wtedy nie tak łatwo powiesz " lepiej się rozstać..." Z zaufaniem to inna sprawa. Trudna do tego. Ale wiem, że można je odzyskać...choć dużo czasu musi upłynąć. Wszystko zależy co łączy dwoje ludzi, jak bardzo im zależy na sobie i jak wiele chęci i siły chcą włożyć w budowanie związku tak naprawę od nowa, a może nawet i z pozycji minusowej... _________________
"Szczęście nie zawsze ma uśmiech na twarzy.Szczęście to także łzy,to głos,który chce się słyszeć chociaż na moment. Nieważne, czy to szczęście trwa godzinę, minutę czy moment. Najważniejsze,że potrafię nadać mu imię.......Twoje imię."
|
|
|
|
|
|
|
|
Pewnie masz rację CattiBrie że pewnie nie byłoby mi tak łatwo powiedzieć żegnaj. Każdy mówi, że w małzeństwie wiele rzeczy trzeba sobie wybaczyć.Wszystko się zgadza. Ale myślisz,że ty byś wybaczyła? _________________ całusy kosmo
edytowany: 1 raz | przez kosmo | w dniu: 31-01-2007 20:37
|
|
|
|
|
|
|
|
kosmo napisała: |
Każdy mówi, że w małzeństwie wiele rzeczy trzeba sobie wybaczyć. |
TRZEBA? owszem, ale jak jest tylko to TRZEBA to nic to nie da, bo muszą być jeszcze chęci.
Czy ja bym wybaczyła? Jeżeli bym kochała, to na pewno bym próbowała...Wiem, że w pierwszej chwili powiedziałabym ODEJDŹ...ale jak emocje by opadły, to bym spróbowała. Ludzie są tylko ludźmi i czasami warto dać drugą szansę.
Chciałabym chyba ratować związek...Wiem, że warto...to czasem później owocuje. _________________
"Szczęście nie zawsze ma uśmiech na twarzy.Szczęście to także łzy,to głos,który chce się słyszeć chociaż na moment. Nieważne, czy to szczęście trwa godzinę, minutę czy moment. Najważniejsze,że potrafię nadać mu imię.......Twoje imię."
|
|
|
|
|
|
|
|
mnie sie wydaje że największy powód to rutyna.... wszystko staje sie szare monotonne, a z takiego stanu każdy będzioe chciała się wyrwać i poszukać czegos nowego
|
|
|
|
|
|
|
|
Chyba wszystko zależy od tego jak wielkie łączy ludzi uczucie... Ja uważam, że nie tak łatwo się rozstać mimo bólu... można węszyć i podejrzewać, a wszystko zależy od strony zdradzającej-czy będzie potrafił znieść humorki i mimo wszystko naprawić co zepsuł... Jeśli ludzi zdradzają się z powodu rutyny to wydaje mi się, że tylko w niedojrzałych związkach-przychodzi pierwszy mały kryzys i lekka nuda i zaraz sie pchają innym do łóżka... Gdy się kogoś bardzo kocha to każdą monotonię można przełamać... z resztą chyba w miłości nie ma miejsca na nudę, tu nawet wspólne milczenie jest przyjemne... _________________
|
|
|
|
|
|
|
|
a jak Wam się wydaje, kto częściej zdradza kobiety czy mężczyźni?
|
|
|
|
|
|
|
|
mówi się, że facet to świnia... a jednak czytałam jakiś czas temu o jakichs europejskich badaniach, które mówią, że to kobiety częściej zdradzają.... z jednej strony mnie to dziwi, ponieważ sama jestem kobietą i wiem, że Paniom do zbliżenia cielesnego potrzeba raczej więcej uczucia... poczucia bezpieczeństwa i ciepła, u mężczyzny natomiast jest to raczej trochę jak potrzeba fizjologiczna... coś jak jedzenie albo siusianie^^ z drugiej natomiast strony mamy obecnie jakąś nową erę w której kobiety często przeżywają seks w toalecie klubu gdzies w mieście lub totalnie pijane z obcym facetem na jakiejś imprezie u "koleżanki" którą raz w życiu widziały na oczy... tu okoliczności zdrady sa sprzyjające... Poza tym na swoim własnym mężczyźnie zauważyłam, że z casanowy przeistoczył się w ciepłego domatora, któremu bardziej niż nie jednej z Pań potrzeba miłości aby mógł dać z siebie coś więcej... i dochodzę powoli do wniosku, że faktycznie to kobiety zdradzają częściej, bo kochany mężczyzna nigdy nie skrzywdzi swojej Damy która go karmi i dba o niego... natomiast kobiety ostatnimi czasy są wyjątkowo wyrafinowane i bezwstydne... sama słucham czasami od znajomych, że aż mi uszy więdną... stąd mój wniosek, że to jednak kobiety zdradzają częściej... mam nadziej, że wybaczycie mi mój dłuuugi wywód _________________
|
|
|
|
|
|
|
|
Witam,
chciałam Wam opowiedzieć moją historię. Trochę po to, aby się wyżalić..a trochę dlatego aby znaleźć trochę pocieszenia, ocenę,dzięki której będę mogła się podnieść.
Mam 28 lat, jestem od roku mężatką.
Swojego męża poznałam 7 lat temu. Pracowaliśmy oboje w jednej firmie. Po jakimś czasie zaiskrzyło...i świetnie razem spędzaliśmy czas. Zadeklarował jednak, że nie chce się angażować uczuciowo. Chce, abyśmy pracę i uczucia rozdzielili. Ja strasznie tęskniłam, cierpiałam. Potem on zmienił pracę, a ja zostałam. Ale zostaliśmy przyjaciółmi. Zawsze mogłam na niego liczyć. I tak po kilku lat znów wróciliśmy do pytania czy będizemy razem. I zostaliśmy. Przeprowadziłam się do jego miasta. Zamieszkałam z nim i z jego rodzicami. Znalazłam pracę.
Rozpoczęliśmy nieśmiałe plany do ślubu.. A potem poznałam jeszcze jednego mężczyznę. O 13 lat starszego ode mnie. Jeden z szefów. Okzał się elokwentny, ciekawy, otwarty, bardzo komunikatywny, z dużym poczuciem humoru, z doświadczeniem i bardzo konkretny. Znający się na wielu sprawach. Poznaliśmy się
na kilka m-c przed moim ślubem. Z każdym dniem stawał się coraz bliżej. Przyjaciel. Powierca i doradca. Ale wszystko zaczęło zmierzać w jednym kierunku.. powiedział mi, że się we mnie zakochał i nie potrafi tego uczucia wytępić z siebie.. Że może powinnam zostawić jakąś otwartą furtkę. Zaczęliśmy się spotykać ze sobą. Co jakiś czas (ponieważ mieszka ode mnie o jakieś 150 km) niewinne kawki, obiady.. Potem pierwszy wspólny wyjazd..pierwszy pocałunek. I tysiące motyli.. ale co dalej. On żonaty a ja z perspektywą małżeństwa. Na tydzień przed ślubem zapytałam go czy powinnam jednak wycofać się z małżeństwa..Miałam w sercu rozgardiasz..Stan zakochania, a z drugiej strony tyle emocji, wątpliwości, konflikty z narzeczonym, który był bardzo zazdrosny. Czułam się jak w matni.
Ciągłe wątpliwości.. W końcu jednak podjęłam decyzję, że zostaję przy narzeczonym. A z tamtym pozostaniemy w przyjaźni.
Miesiąc po ślubie jednak, kiedy zobaczyliśmy się znów.. i czułam się tak bardzo spięta. On po prostu mnie pocałował. Wszystko wróciło.. namiętne, romantyczne smsy, rozmowy, spotkania..
Myślałam co teraz.. przecież mi nie wolno. Nie mogę.. Ale mój mąż gdzieś się oddalał a coraz bliżej mojego serca był tamten.
Tamten, który zapewniał że kocha, że chce razem być i że zrobi wsyzstko aby mnie naprawdę uszczęśliwić. Potem kolejne spotkania, wykradzione chwile, rozmowy, skrywanie telefonu, kasowanie smsów i maili.. potem rozmowa, że jednak on nie może ze mną być. Łzy i rozpacz. Ja się otworzyłam a ktoś wyrzucił mnie jak niepotrzebną zabawkę. Bolało. Ale stwierdziłam to minie. Koniec. Nie to nie był koniec, wróciliśmy do siebie po miesiącu.. i trwaliśmy do teraz. Ponad rok. Byliśmy coraz bliżej siebie, coraz bardziej intymnie, choć nie kochaliśmy się nidy tak w pełni. Ale to tylko z nim przeżywałam orgazmy. Tylko jego pragnęłam. Męża zupełnie zlekceważyłam. Nie potrafiłam się nawet do niego przytulić. Odwracałam się plecami. Miałam w głowie tylko jego. Tęskniłam tak bardzo za tym, by to przy nim zasypiać. By w końcu znaleźć się pod jego skrzydłami.
I tak z dnia na dzień moja miłość do niego stawała się coraz większa. Ale z drugiej strony rosło poczucie krzywdzenia drugiego człowieka, kac moralny, i niepewność czy kiedykolwiek będziemy razem. Nie wytrzymałam już dłużej tej huśtawki nastroi.
Bolało już za dużo.. to że jestem gdzieś w cieniu. Gdzieś na drugim torze. I to ciągłe powtarzanie, że nie jest mu źle przy rodzinie.. to skąd ja się wzięłam??Powiedizałam prawdę mężowi.
Przyznałam się do tego co ja czuję.
Potem napisałam do niego. Aby przemyślał wszystko. Jak chce żyć dalej? w kłamstwie czy w miłości i zaufaniu.
Powiedział żonie. Obiecywał mi, że teraz to juz wszystko dobrze się poukłada. Zapewniał abym go nie zostawiała. Abym go kochała... ale zanim jeszcze mogłam odpowiedzieć na jednego smsa, dostałam kolejnego: wybacz, ale mimo wszystko nie mogę zostawić żony. Będziesz zawsze w mym sercu..
Boli jak cholera.. boli z wielu powodów..
zdradziłam, skrzywdziłam, i sama zostałam oszukana..
zwabiona obietnicami lepszego, kochanego świata.
Zakochałam się bez pamięci. Dla mnie w kimś kogo podziwiałam za wszystko.. Był czuły, doradzał, wprawiał mnie w dobry nastrój.
Chciałam przy nim żyć i czuałam jak bardzo mocno żyję przy nim..
Mogłam krzyczeć z radości..
ale kiedy postanowiliśmy (A może tylko ja) wszystko ułożyć...
zniknął.. napisał tylko smsa. Jakbym nic nie była warta.
Zabawka.
Jak jest teraz??
cierpię, na zmianę płaczę i próbuję znaleźć ukojenie w wielu rzeczach.. może istnieje sprawiedliwość??
zostałam sama z tym problemem i tak naprawdę nikt nie jest mi w stanie pomóc. Trzeba się podnieść.
Tęsknię jednak ogromnie. Chodzę po ścianach.. zastanawiam się czy to co zrobił, choć trochę go boli. Czy to przeżywa..
Czy powinnam do niego zadzwonić i wygarnąć mu tą całą złość??
żal, pretensje, osamotnienie..
dwa lata znajomości... zażyłości.. i to nie opierało się na seksie.
Rok zdrady, wstydu, kłamstw przed mężem.. I nie wiem czy będę umiała go jeszcze raz pokochać. I jak to zrobić?
Wierzcie mi, że ja niczego od niego nie chciałam.. nie ciągnęłam go do niczego.. zdrada to poważny problem. Od kiedy sama jestem tym dotknięta, patrzę na zwiazki inaczej.
Ale czy kiedyś będę znów szczęśliwa i potrafiła kochać..??[/i]
|
|
|
|
|
|