Genesis - mój ojciec miał trudny charakter ale zachowywał się tak tylko w stosunku do mnie mniej więcej odkąd zaczęłam dorastać... Może nie poradził sobie z sytuacją, z tym, że jego mała kochana córeczka (byłam typową mała córeczką tatusia) staje się powoli kobietą? Tego się nie dowiem...
Mam brata - w stosunku do niego ojciec był sprawiedliwy, mieli dobre stosunki, nawet nie sądziłam, że ojciec był dla niego takim wsparciem - okazało się to dopiero po wypadku.
A w domu wyglądało to tak, że mama albo wolała nie widzieć albo po prostu uważała że się odgrywam na ojcu że nie chodzę na jakieś imprezy itp i dla tego zmyślam że mnie represjonuje. A brat miał normalnego, kochanego i kochającego ojca więc też mi nie wierzył. Uwierzyli trochę po wypadku, kiedy okazało się, że ojciec oszukiwał mamę finansowo i w kilku innych kwestiach też był nie w porządku...
Ale zacisnęłam zęby i to przeżyłam - ukrywałam przed ludźmi związek z chłopakiem bo ojciec czegoś takiego jak chłopak w ogóle nie dopuszczał. Zresztą w ogóle wybierał mi znajomych - zn. musiał zaakceptować inaczej nie mogłam się z nimi spotykać. O umówienie się z koleżanką zawsze składałam prośbę tydzień wcześniej - bo ojciec uważał, że muszę o takie rzeczy pytać odpowiednio wcześniej bo muszę zasłużyć, oczywiście mówił mi czy mogę iść dopiero godzinę przed planowanym wyjściem. Nauczyłam się, że jak poda godzinę o której mam wrócić to choćby świat się walił nie mogę się ani minuty spóźnić, że każdy prezent który mi daje jest nadal jego bo jest za jego pieniądze a jakbym ja go trzymała u siebie (np jak dostałam teleobiektyw) to na pewno bym się nie podzieliła np z bratem jakby chciał go pożyczyć (takie miał o mnie zdanie).
W domu była zasada, że jak chciałam coś droższego czy dla własnej przyjemności to mam sobie na to sama uzbierać - ale mimo to jak np zbierałam na aparat a dziadkowie przysyłali dla mnie pieniądze na imieniny, urodziny, święta to nie widziałam ani złotówki - miałam sobie wybrać prezent, który on musiał zaakceptować. Jak nie kosztował całej kwoty, którą dziadkowie mi przysłali to resztę pieniędzy on zatrzymywał (a dziadków nie dało się przekonać, żeby przysyłali na mamy konto a nie na ojca). Żaden, choćby najmniejszy makijaż (choćby pomalowane paznokcie czy mascara) też nie wchodziły w grę. Itd itp.
No a oprócz tego non stop ubliżające mi uwagi, pretensje i pełna kontrola wszystkich sfer życia (dostęp do internetu, oglądane w tv programy, maile, sms'y itp).
Trzeba było chodzić jak w zegarku i się nieźle nakombinować żeby móc w tym wszystkim dość normalnie żyć.
A teraz jest po wypadku, który cudem przeżył. Ma umysł 7latka, nie wtrąca się w żadne decyzje, bywa męczący i irytujący ale jest o wiele sympatyczniejszy niż wcześniej i jest mi go żal - już nie potrafię go nienawidzić.
Cube - swoją drogą to zabawne jak się życie nieraz układa...
Ja np chciałabym już być mężatką, może też mieć już dzidziusia ale chwilowo mnie i mojego J. na to nie stać. Nie planuje też robić kariery - wolę pomagać J. w jego pracy i opiekować się domem.
A moja mama uważa, że 'zabawa w rodzinę' w tak młodym wieku to głupota, że nie ma co się pakować za wcześnie w dziecko, że najważniejsza jest kariera i wykształcenie itp - zupełnie iny system wartości niż mój
W sumie studiuję w sumie tylko dla świętego spokoju.
Tobie by się przydała taka mama jak moja, a mi taka która by się cieszyła z mojej chęci założenia rodziny tak wcześnie
A Ty? W domu z matką nie jesteś w stanie wytrzymać i dostosować się na ile to możliwe na czas studiów, samodzielnego życia też nie chcesz zacząć bo wg Ciebie się nie da - odrzucasz obie opcje a wg mnie nie masz innych...
Niestety niczego więcej nie jestem w stanie doradzić oprócz sesji u psychologa - może to Ci pomoże, może psycholog nauczy Cię nowego spojrzenia na sprawę czy np podpowie jakieś postępowanie względem matki.
A Twoja siostra jest za przeproszeniem głupia. Owszem - Wasza sytuacja jest cholernie nieciekawa i trudna do zniesienia ale ona swoim zachowaniem tylko potwierdza złą opinie matki na jej temat.
Wpadanie w złe towarzystwo i marnowanie sobie życia papierosami, alkoholem czy narkotykami to nie jest sposób na wyjście z tak trudnej sytuacji a postawa 'na złość mamie odmrożę sobie uszy' szkodzi tylko jej i rujnuje tylko jej życie. Co ona chce tym osiągnąć?
A groźby samobójstwa? To jej życie, nie Waszej matki. I to ona zmarnuje sobie szanse na szczęście i dobre życie. To ona głównie na tym straci. Zabijają się tylko tchórze, którzy nie potrafią stawić czoła życiu - w końcu łatwiej umrzeć niż szukać rozwiązania i przykładać starań do poradzenia sobie z sytuacją.
Ludzie przetrzymują o wiele gorsze sytuacje żyjąc myślą o momencie, kiedy będą mogli się z tego wyrwać. Wszystko idzie przetrzymać, doczekać do tej 18., znaleźć pracę, wyfrunąć z domu i nie patrzyć już nigdy więcej na popieprzoną matkę - wystarczy być na tyle dojrzałym i odpowiedzialnym. Wystarczy na prawdę chcieć i znaleźć w sobie siłę.
Jeju - ale mi tasiemiec wyszedł...
_________________
edytowany: 5 razy | przez Iśka | ostatnio w dniu: 05-10-2008 23:29