Zaraz kręcę, skróty myślowe zastosowałam po prostu
Jak byłam głupia i stanikowo nieuświadomiona to nosiłam co było, w tym Triumphy. I klęłam, bo było mi w tych biustonoszach niewygodnie - zapięcie podjeżdżało z tyłu (choć biust mam malutki), piersi gdzieś uciekały z miseczek, ramiączka spadały bo brakowało regulacji... A grzecznie stosowałam się do tabelek.
Potem trafiłam na mądre forum, dowiedziałam się, że te tabelki to o kant tyłka można potłuc i że zamiast 75B powinnam celować w 70D albo 65F (pod biustem mam 76, w biuście 90-91). Zamówiłam 3 czy 4 w tych rozmiarach i nagle wszystko zaczęło pasować, leżeć idealnie i mimo, że biustonosze były miękkie, to mój biust wyglądał w nich na większy niż w noszonych wcześniej usztywnianych skorupkach. Jak znalazłam swój rozmiar, to chciałam uzupełnić opróżnioną (wszystkie stare staniki wywaliłam z dziką radością) szufladę, a ponieważ na hurtowe zakupy anglików stać mnie nie było a 70D to rozmiar, który nasze wybrakowane bieliźniaki jeszcze czasem miewają, to przeszłam się po sklepach. Znalazłam parę 70D, w tym z Triumpha (wszystkie oczywiście usztywniane)... i w przymierzalni przeżyłam głębokie rozczarowanie. Staniki dalej na mnie "tańczyły", biust ginął
Wkurzona kupiłam w najbliższej pasmanterii miarkę i wróciłam zmierzyć to , co na metce miało napisane "70". 2 czy 3 z łatwością pokazały 90 cm (na tyłku bym je mogła zapiąć
), innym też niewiele brakowało. Dla porównania: 2 biustonosze Melissy, noszone często od 4 miesięcy z trudem dają się naciągnąć do 78-80 cm. Roczna Zeta - do 79 (cały czas mówię o obwodzie 70). I to wtedy właśnie nie dokonałam zakupu i zakończyłam moją znajomość z panem Triumphem, wyrabiając sobie przedstawioną wyżej opinię.
Czy wyjaśniłam