|
Komisarz Dyna z racji tuszy i kilku miękkich podbródków sprawiał wrażenie łagodnego, ciepłego mężczyzny, może nawet pantoflarza, takiego, co to w domowym zaciszu pozwala się prowadzić na pasku drobniutkiej kobietce o wyglądzie aniołka. Niestety, Róży Pająkowskiej nie dało się pomylić z aniołkiem nawet po flaszce absolwenta, poza tym wizyta nie była prywatna. Dyna udał, że nie widzi ochraniaczy.
– Wolicie siedzieć w skarpetkach? Nie lubię, kiedy mężczyzna…
– Usiądę na krześle i zachowam buty na nogach! I proszę mnie w związku z tym nie trzymać w przedpokoju ani nie zapraszać do łazienki – powiedział zdecydowanym tonem.
Usiedli w pokoju. Dyna rozejrzał się ciekawie po wnętrzu. Wersalka, ława, dywan i te nieszczęsne ochraniacze na buty, fundowane gościom na dzień dobry, przemawiały za tym, że jednak trafił do mieszkania. Czemu więc nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jest w biurze, i to urządzonym z całą surowością, bez jednego kwiatka? Niewielką biblioteczkę w całości wypełniały segregatory, na biurku i na stole stał sprzęt ogólnie zwany audiowizualnym. Dostrzegł też kserokopiarkę, drukarkę i dwa małe monitory, widomy znak, że Pająkowscy zainwestowali w zestawy do podglądu. Na podłodze leżał rocznik „Gazety Prawnej”.
– Śmierć męża jest dla mnie niepowetowaną stratą – oznajmiła Róża Pająkowska.
Oczy miała okolone czerwonymi obwódkami, usta boleśnie zacięte.
– Czy pani mąż miał wrogów? – spytał komisarz.
I w tym momencie Pająkowska zaskoczyła go po raz drugi. Sięgnęła po stary, wysłużony dyktafon. Owszem, komisarzowi zdarzyło się nagrywać zeznania, ale jak dotąd żaden zeznający nie próbował nagrywać komisarza. Mógł co prawda spytać: „Co pani robi?” albo „Co to ma znaczyć?”, widział jednak, co baba robi, i domyślił się, co to znaczy. Zdecydowanym ruchem wyłączył dyktafon i odsunął na bezpieczną odległość.
– Teraz proszę mówić – zarządził.
Jej mina powiedziała mu więcej, niż wyraziłyby słowa. Odczekała chwilę, żeby nie zdradzić, jak bardzo poczuła się dotknięta, i zaczęła mówić monotonnym, suchym głosem.
– Mamy, to znaczy mieliśmy, a teraz ja mam, samych wrogów. Człowiek szanujący prawo nie może się cieszyć uznaniem w środowisku bałaganiarzy, awanturników, drobnych cwaniaków, którzy na każdym kroku to prawo depczą. My nie byliśmy biernymi obywatelami, nie patrzyliśmy bezradnie na psy bez kagańców, na popijanie alkoholu w sklepach, na totalny bałagan w miejscu zamieszkania. Musieliśmy uczyć ludzi inteligencji, zmieniać ich mentalność. Nie będę ukrywała, że dotyczyło to również administracji, a także policji i straży miejskiej. Prostakom to się nie podobało. Grozili nam, chcieli zastraszyć i zaszczuć. To chyba wystarczająca podstawa do uogólnienia, że otaczają nas wyłącznie wrogowie, prawda? Każda z sześciu rodzin w tej kamienicy miała motywy, żeby osłabić nasz tandem. Proszę wyjąć kajet i notować – zarządziła. – Parter po lewej: niejacy Latokowie. On rencista, ona bez zawodu. Element kryminogenny. Libacje alkoholowe, kłótnie, rękoczyny. Kilkakrotnie w miesiącu wzywaliśmy policję i straż miejską w związku z naruszeniem artykułu pięćdziesiątego pierwszego paragraf jeden i dwa kodeksu wykroczeń. Regina, córka Latoka, a pasierbica Latokowej, to kompletna gangrena, tak fizyczna, jak i psychiczna. Swoim słownictwem notorycznie łamie artykuł sto czterdziesty pierwszy kodeksu wykroczeń. Dlaczego nie notujecie?
|