|
„Z drugiej strony, stary Dordż jest taka fujara, że gotów uznać za swoje każde dziecko, które ta jego przyniosłaby mu w powijakach, a on na nią nie wiadomo dlaczego nie da złego słowa powiedzieć. No więc sprzedawca warzyw z Dawchanu w końcu pewnie jest erlicem”. Tato mówił dalej coś w tym stylu, a ja już miałam zamknięte oczy i jego słowa docierały do mnie skądś z daleka, poprzez słodki szum w mojej głowie i przez obraz wielkiego, dziwacznego żuka, który miał skrzydła tak samo pokratkowane, jak ściany naszego geru, kiedy razem z mamą pościągamy z nich wszystkie wojłokowe płachty, zanim ruszymy dalej w drogę.
Już-już miałam usnąć, bo jak tato rozgadał się o Dordżu z Dawchanu i o jego synu, to pewnie do babci już nie wróci i nie dowiem się nic ciekawego, ponieważ tę historyjkę wałkuje się u nas od lat, aż tu nagle słyszę, że tato milczy. Możliwe, że milczał już od dłuższej chwili, a ja wcześniej przysnęłam. Natychmiast otworzyłam oczy, to dopiero byłby wstyd, gdyby tato zobaczył, jak chrapię, kiedy on tak opowiada, bo nie zdarza się to często. Ta myśl przeleciała mi przez głowę, powieki odskoczyły w górę i zobaczyłam, że tato wpatruje się w moją twarz, i moje siostry też, a ja poczerwieniałam, spuściłam oczy i poczułam, że nagle pomiędzy nimi wszystkimi jestem zupełnie sama, jak kulawe cielę z rozszczepionym kopytem albo czarne jagnię. Ale takie zwierzęta zaraz umierają, bo nikt ich nie chce, nawet ich własne mamy nie dopuszczają ich do siebie, a kiedy takie głodne cielę chce się dostać do cycka, dostaje kopniaka, i nie miną dwa dni, jak zdycha. Ale mnie zostawili, a ja czułam się jak to niewydarzone cielę, ponieważ ta historia ze sprzedawcą warzyw z Dawchanu miała coś wspólnego ze mną.
Potem tato powiedział, że już jest późno i że będziemy wracać. Ale jeszcze zanim dźgnęliśmy konie nogą w żebra, nachylił się do Magi i rzucił niby żartem – ale bardziej po to, żeby Magi za bardzo się tym nie pyszniła, a nam dwóm nie było przykro, chociaż naprawdę było to wielkie wyróżnienie – że babcia na pewno bardzo by się cieszyła, gdyby pierwsza wnuczka jej ukochanego syna dostała na imię Dolgorma. Magi tylko zarzuciła warkoczem. Nie ma to jak być najstarszą córką. Wszystkie byłyśmy o tym przekonane.
Fragment książki Petry Hůlovej "Czas czerwonych gór". Patronat medialny nad książką objął portal ByćKobietą.pl. Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa W.A.B. w serii "z miotłą".
|