|
To mnie nie za bardzo interesowało. Ssałam źdźbło trawy i czekałam, aż tato przejdzie do czegoś zabawnego i ciekawego, przy czym zaparłoby nam dech. Wiedziałam, że umie tak opowiadać, chociaż bardzo rzadko nas tym raczył. Na razie jego gadka była niczym brzęczenie much w gorące popołudnie. Usypiała mnie. Ale wiedziałam, że jest to dla niego ważne i musi nam to powiedzieć.
„Babcia pochodziła z bogatej rodziny kaszmirowych magnatów, ponieważ jej matka spodobała się ojcu babcinego ojca, Onona, który był dostawcą kaszmiru na chański dwór. Po ten kaszmir przyjeżdżali z Urgi wysłannicy chana w aksamitnych czapkach z kitkami z piór rajskiego ptaka. Ojciec babci był wielkim dargą całej ziemi wokół Selengi, i jego słowo było prawem, a jeżeli darga nie wyraził na coś zgody, cała ziemia stawała za nim i odmawiała Mandżurom rekrutów, bo nojonowie dargi umieli załatwić tę sprawę z każdym gerem z osobna, o czym wszyscy dobrze wiedzieli. Na przykład kiedyś chan ni stąd, ni zowąd obniżył cenę kaszmiru i z dnia na dzień chiński ryż i dobre rosyjskie noże okazały się nie na naszą kieszeń. Wtedy Onon wskoczył w siodło, krzyknął: «Morindo!» – i przemienił się w czteronogie, niedościgłe, powietrzne zwierzę. A kiedy tak pędził w tumanie kurzu przez step, z gerów wybiegali wojownicy w karminowych delach, z workami suszonego mięsa i twardymi drewnianymi siodłami w rękach. Ich żony i dzieci machały do nich i skrapiały ich mlekiem na szczęście, a Onon, mając poparcie swoich wojowników, za każdym razem rozkaz chana obracał wniwecz. Za jego życia cena kaszmiru nigdy nie spadła tak nisko, żeby rodzina babci musiała handlować skórami i mięsem albo przerabiać mleko na kumys, tak jak wszyscy inni, którzy bez przerwy wykłócali się z chciwymi Chińczykami o każdego juana. Zresztą nic innego im nie pozostało. Dlatego Dolgorma zawsze trochę Chińczykami gardziła. Jej rodzinie nie byli do niczego potrzebni, więc nie musiała się z nimi zadawać”.
Już od jakiegoś czasu nie słuchałam taty, straciłam wątek i myliły mi się imiona przodków, nigdy wcześniej tato o nich nie wspominał, a do tego po włosach Magi wędrował piękny, błyszczący niebieski żuczek, i chciałam patrzeć, jak zręcznie przewija się pomiędzy włosami, i trochę się przy tym zdrzemnąć, bo słońce już dawno zaszło i z ziemi powoli zaczął podnosić się chłód. Poruszyłam się w swoim delu, tato ciągle mówił o Chińczykach, teraz o tym, czy tamten sprzedawca warzyw z Dawchanu, to znaczy ojciec tego dzisiejszego sprzedawcy, był erlicem, czy też nie, bo jego mama ciągle się z kimś zadawała, więc jest to bardzo prawdopodobne, ale jego tato, stary Dordż, traktował go jak syna.
|