|
udawała, że nic nie słyszy, tato się chmurzył, a mama bladła i w końcu dawała Magi i Narze po plecach, żeby przestały. Tylko raz, a było to parę miesięcy po tym, jak zanieśliśmy babcię na nasze miejsce i zostawiliśmy ją dzikim zwierzętom, tato trochę nam poopowiadał. Albo znowu któregoś wieczoru wziął nas ze sobą, żebyśmy rzucili okiem na ulubioną kobyłę Magi, co lada dzień miała się oźrebić. Pędziliśmy cwałem, bo Magi lamentowała, że klacz na pewno już rodzi, za końskimi zadami w obłokach gobijskiego kurzu skłaniała się ku ziemi zmęczona, bezlitosna kula, a kiedy się obejrzałam, Nara cwałowała w słońcu jak juańska księżniczka w złotym obramowaniu; pojedyncze włosy lśniły jej jak Rosjankom, które mieszkają w naszym somonowym centrum.
Kiedy dojeżdżałyśmy na miejsce, z daleka było widać, że już po wszystkim. W pewnej odległości od stada ujrzeliśmy nieruchomą sylwetkę wyczerpanej klaczy z mokrym źrebakiem, przyssanym do wymienia. Wyglądało na to, że wszystko jest w porządku, więc zostawiliśmy ich w spokoju, a tato oznajmił, że coś nam opowie. Ostatni raz tak poważnie i z przejęciem mówił po tej ciężkiej zimie, kiedy to oznajmił, że nie zostało nam ani jedno koźlę i jeżeli szybko nie opuścimy tego miejsca, to stracimy też wszystkie jagnięta, a mama od razu zaczęła pakować rzeczy, i następnego dnia już byliśmy w drodze. Teraz tato wyglądał tak samo odświętnie i prawie tak samo posępnie. Podobno nie chciał, żeby była przy tym Ojuna, bo mama zabroniła nam mówić przy niej o babci i sama też nie znosiła tego dobrze. Zarzucała sobie, że zostawiła ją samą w domu, i gniewała się na tatę, że te jego pogubione owce były dla niego ważniejsze niż babcia. Ale tato przecież nie mógł wiedzieć, że babcia umrze, to rozumiałam już wtedy, i wstawiałam się za tatą, bo i teraz myślę, że nie zrobił nic złego.
Powiedział: „Chociaż o babci dużo nie rozmawiamy, pośród pierwszych słów wymówionych przez wasze dzieci będzie imię Dolgorma. Dzięki niej i dzięki innym naszym zachodnim, derbeckim przodkom możemy teraz siedzieć tu, przy naszym stadzie, a rodzinny ajmak grzeje nas w siedzenia. Prababcia naszej babci nazywała się Czulunceceg. Takie imię dał jej ociec, bo była wymodlonym kwiatem, który wyrósł w rozpadlinie jałowej skały, w łonie jego żony, kiedy na jej włosach pojawiła się pierwsza siwizna. Córka Czulunceceg, babcia Dolgormy, w wieku piętnastu lat została oddana pewnemu mandżurskiemu księciu, ale mój prapradziad porwał ją w noc przedślubną i ukrywał przez całe życie, chociaż był tylko ubogim łowcą głowacic i jednym z niewielu czystej krwi mieszkańców zachodu, osiadłych wokół Wielkich Jezior, ponieważ pozostali polegli w wojnach, a reszta nie zniosła ciężaru wiecznego poniżenia ze strony Chałchasów”.
|