|
Wczoraj o 2 nad ranem, szukając natchnienia w butelce rumu, (ale nie było L) próbowałam napisać te cholerna komedie. Zostalo mi 18 dni i 80 stron. Fajnie, co? Gdybym nie zajmowała się nie moimi sprawami i nie opisywała paranoi Ani i Krzyska miałabym „do przodu” całą górę stron. No, ale teraz, to już pisać muszę, bo ta historia jest publikowana w 11 krajach (!). Ja się bardzo z tego cieszę. Ale jeszcze bardziej boję. Bo zaczęło się niewinnie. Jak zwykle zaprzyjaźniony portal, później kolejny i jeszcze jeden i jeszcze. Potem gazeta, potem inna, tygodniki, miesieczniki, radio. Jeszcze brakuje żeby serial nakrecili!
Nie myślałam że to tak pójdzie w świat. Czego się boje? Boje się że jak Krzysiek w końcu z tego buszu wróci... a kiedyś wróci... I „nie daj Boże” wejdzie na „mój przyjaciel google” albo na którykolwiek z portali publikujących... Ojojojoj!
Wróćmy do wczoraj - wczoraj nuciłam sobie pod nosem piosenkę, i długo cos mi nie pasowalo. W końcu odkryłam... śpiewałam „Do zwariowania jeden krok”! Później siedziałam i gapiłam się w ekran komputera, a w końcu zaczęłam myśleć, (z czego się śmiejecie?!) Zaczęłam myśleć o Ani i Krzysku. Tak mi zleciało do 2 rano i połowy butelki rumu. Wiec dzisiaj, jak o 7.45 Zadzwonił telefon - Ania - powiedzmy że do najszczęśliwszych nie należałam. W takie poranki mogłabym kawę jeść prosto z opakowania.
- Boże, co ja narobiłam!
- To było pytanie?
- Nie dość, ze wczoraj zadzwoniłam do Krzyska.
- OOO!
- To jeszcze mu potem wysłałam maile.
- Ile tych maili?
- Nie wiem. Muszę policzyć.
- Ja ci te łapki zwiążę!
|