|
- Jak to, kto? Ania. To jak spałaś?
- Jakoś zawsze miałam gdzie spać... A jak gubiłam klucze (nie raz i nie dwa) to po prostu szłam nocować do sąsiadów, albo znajomych, a co?
Ania i Krzysiek wracając z Łodzi zatrzymali się u jego cioci w Częstochowie. Nie było to planowane, zadzwonił akurat brat Krzyśka, spytał go gdzie jest i jak dowiedział się, że 50 km od Częstochowy on skierował go do cioci właśnie. Mieli coś odebrać dla ich mamy. Planowali szybką kawę, a skończyło się na kolacji i spaniu w ogrodzie. Podobno niebo było piękne. Gwiazdy rozsypały się jak na życzenie, księżyc usunął się by nie odbierać im blasku, świerszcze grały a Krzysiek pod wpływem tego wszystkiego zaczął kombinować.
Jak już ciocia nalega, że mamy zostać na noc - mówił - to dobrze, ale pod warunkiem, że będziemy spać w ogrodzie by... podziwiać niebo. Ciocia bardzo opierała się z wydaniem koca i pościeli. Że nie uchodzi, że nie wypada, że przecież są wolne sypialnie, że zwariował... ale Krzysiek uparł się i dopiął swego. Jak zawsze. On byłby w stanie namówić diabła do zmawiania różańca.
Poszli wiec spać do ogrodu. Na pytanie cioci, dlaczego chce żeby ta biedna dziewczyna spała na trawie, Krzysiek odpowiedział, że kiedyś podrywał dziewczyny na słowa, (czyli zawracał w głowie nie czułymi słówkami tylko romantyzmem pomieszanym z duża dawką ironii i cynizmu, taka mieszanka wybuchowa sprawdzona i działająca zawsze na wszystkie wybrane przez niego „ofiary”). Teraz się zestarzał, mówi od rzeczy, ma siwe włosy, okropną i ciężko zdobywaną latami opinię, wiec jak natura przychodzi z pomocą, dając tak piękną, romantyczna noc pełną gwiazd, to jak niby mógłby nie skorzystać.
|