|
Rola Sygity w Jasnych błękitnych oknach to rola o zupełnie innym ciężarze gatunkowym od Pani dotychczasowych kreacji.
Moj zawód, moja praca polega na tym, aby jak najlepiej wchodzić w role, które mamy odegrać i to niezależnie od ciężaru gatunkowego filmu czy powierzonej roli. Ja nie mam w sobie takiego napięcia, żeby grywać tylko w teatrach telewizji albo występować tylko w rolach szekspirowskich. Wiadomo, często zdarza się tak, iż aktor po zagraniu jakiejś konkretnej postaci zostaje zaszufladkowany do pewnych ról, filmów, przypisana mu zostaje dana charakterystyka. Nie zgadzam się takim traktowaniem tej kwestii, choć zdaję sobie sprawę, że tak się zwyczajnie dzieje. Dziennikarze, widzowie czasem potrzebują przyporządkowywać zjawiska, ludzi, ich dokonania do konkretnych szuflad. To im znacząco ułatwia percepcję. Moje dwie ostatnie serialowe kreacje spełniły swoje zadania i funkcjonują w rzeczywistości tak, jak powinny. Ludzie uwierzyli zarówno w jedną, jak i drugą historię, jedną i drugą postać. Traktuje to jest wyraz uznania z ich strony, akceptacji dla mojej pracy. I tak jak chirurg nie może bać się sytuacji, że w którymś momencie zadrży mu ręka, tak i aktor nie może bać się zjawiska utożsamienia z daną postacią. W przypadku Jasnych Błękitnych Okien postawiłam sobie podobny cel. Zagrać tak, aby widz mi uwierzył.
Zostawmy z boku w takim razie zjawisko zaszufladkowania. Proszę powiedzieć, jakie motywacje Panią kierowały, gdy decydowała się Pani na rolę w Jasnych błękitnych oknach.
Na pewno nie kierowała mną potrzeba wyrwania się z kręgu komediowych ról, gdyż bardzo lubię to, co robię. Motywacja była dosyć złożona. O wielu czynnikach nie chcę mówić. Były to takie elementy, które powinny pozostać znane tylko mnie i tym osobom, które żywotnie są zainteresowane tym projektem. Myślę, że na pewnym poziomie ogólności, mogę powiedzieć, iż najbardziej pociągają mnie takie projekty i takie historie, które angażują ludzi w stopniu większym niż wymagane 100%. Tak to wyglądało w przypadku Jasnych błękitnych okien. Największe znaczenie miało dla mnie zauważalne na każdym kroku zaangażowanie całej ekipy i taka bardzo pozytywna aura panująca wokół. Dodatkowo Jasne błękitne okna zdarzyły się w moim życiu także ze względu pewien splot przypadków i znajomości. Kiedyś przy okazji serialu poznałem Beatę Kawkę. Zagrałyśmy wspólnie tylko jedną scenę, ale to była bardzo fajna współpraca. Po latach spotkałyśmy się, kiedy ona pracowała nad tym projektem i szukała dla niego możliwości zaistnienia. Wówczas rozmawiałyśmy długo i namiętnie i zaraziła mnie siłą tego pomysłu. Potem wręcz wskazała na mnie jako, jej zdaniem, najwłaściwszą odtwórczynię roli Sygity.
|