|
Forum dla kobiet: Różności:
|
|
|
mój mąż znowu wyjeżdza ...
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
jestesmy malzenstwem od 6lat,nigdy nie rozstwalismy sie na dlugo.Pierwszy raz rok temu maz wyjachal za granice na pol roku,to byl najgorszy czas w naszym zyciu.Ale ten wyjazd dawalmu wiele mozliwosci rozwoju zawodowego, nie moglam go zatrzymywac skoro to tez bylo dla niego wazne.Ale jakos przetrwalismy ten okres.Po powrocie meza zdecydowalismy ze to juz ostatni wyazd w jego zyciu.I stalo sie ,wczoraj dostal propozycje pracy zza granicy.Mi nogi podcielo jak pomyslalam ze jaszcze raz bede musiala to samo przezywac.Nie wspomne juz o emocjach naszego dziecka,ktore nie bardzo rozumie dlaczego nagle nie ma taty obok nas.I co, maz ma tydzien na podjecie decyzji,wiadomo ze zarobki duzo wyzsze pozwolilyby na lepsze zycie ,ale nie wiem czy ja tego chce,przynaj mniej nie takim kosztem.Dzis mamy o tym porozmawiac nie wiem juz jakich argumentow mam uzyc zeby go przekonac ze to nie jest dobry pomysl.On twierdzi ze robi to dla nas ,zeby w przyszlosci bylo lepiej.W Polsce obydwoje pracujemy,starcza nam na normale zycie.Nie wiem co o tym wszystkim myslec.
|
|
|
|
|
|
|
|
renia258
argument "robi to dla nas by Wam było lepiej w przyszłości"do mnie w ogóle by nie przemówił.
Lepiej to znaczy więcej kasy?
Patrząc z mojej perspektywy :nie jestem materialistką i szczerze mówiąc wolałabym klepać przysłowiową biedę niż rozstawać się z ukochaną rodziną tym bardziej ,ze dziecko może poczuć się bardzo opuszczone.
Dla mnie zarobienie większej kasy nie jest żadnym argumentem i nigdy nie byłabym chętana na wyjazd męża czy mój.
Już kiedyś rozmawialiśmy o tym i stwierdziliśmy oboje :nigdy żadnych rozstań.
Patrze też na to z pespektywy dziecka kiedy mój ojciec ciągle był w delegacji i widziałam go raz w miesiącu.
Co z tego ,ze miałam wszystko o czym można było kiedyś wPolsce tylko marzyć.Bolała mnie nawet zazdrość koleżanek o te wszystkie świecidełka a ja chciałam tylko ojca.
Po Twojej wypowiedzi wnioskuję ,że nie przystajesz zbytnio na rozatanie.
Powodzenia w rozmowie. _________________
Nie ma nic piękniejszego od dawania ŻYCIA !
|
|
|
|
|
|
|
|
Podpisuje się pod słowami Mami. Obecność męża i ojca jest bezcenna. Zwłaszcza, że jak piszesz starcza Wam na życie, a dodatkowe pieniądze to byłby poprostu luksus, z którego możecie zapewne zrezygnować. Powodzenia.
|
|
|
|
|
|
|
|
Mój mąż niestety ale nie miał innej mozliwości i musiał wyjechać w delegację(na szczęście co weekend jest w domku )
Jednak teraz gdy nam urodziła się córeczka kombinujemy jak to zrobić by był bliżej nas a najlepiej by pracował na miejscu.Nie jest to proste bo w mojej miejscowości nie ma dla niego pracy a jak by się znalazła(w innej miejscowości) to za 800 zł.Ja na razie nie pracuję więc odpada wyżycie za 800 jeśli same opłaty wynosza nas 900zł.
Gdy rozmawialiśmy o jego powrocie to do niego najbardziej przemówiło to że mamy malutką córeczkę i chcielibysmy by wiedziała że ma tatusia i by on był z nami cały czas
Spróbuj mu powiedzieć że nie chcesz się z nim rozstawać,że na życie macie a niech pomyśłi o waszym dziecku. Bo ono majbardziej potrzebuje rodziców a nie kolejnej zabawki _________________
|
|
|
|
|
|
|
|
czesc dziewczynki!!
Wczorajsza rozmowa przeistoczyla sie wielka klotnie.Ja swoje on swoje..On swoje racje argumentuje tym ,ze chce zabezpiczenie finansowe na przyszlosc,a ja na to ,ze zadne piniadze nie dadza mu milosci na przyszlosc np.od dziecka.Albo np.on twierdzi ze ze ta praca jast tym czym chcialby zajmowac sie w zyciu,nakreca go ,chce zdobywac nowe doswadczenia.Po jakims czasie tej rozmowy-klotni,pomyslalam ze moze nie warto torowac mu drogi ,niech sie realizuje,niech spelnia swoje marzenia.Tylko szkoda,ze kosztem moim i dziecka.Sama pochodze z takiej rodziny gdzie ojciec wyjezdzal na okraglo wiem co sie wtedy czuje,ale moze to jeszcze do niego dotrze,byleby nie bylo za pozno.... pa
|
|
|
|
|
|
|
|
Mój mąż też prowadzi taki "wędrowny" tryb życia... Przyzwyczaiłam sie do tego choć mi tez było bardzo ciężko. Ale czasami chyba tak trzeba. Dajcie sobie czas na przemyslenie tego... Bo jeśli on postanowi wyjechać to po co się rozstawac w gniewie i żalu? jesli już ten wyjazd jest nieunikniony to sprawcie aby te ostatnie dni razem były miłe. Pozdrawiam _________________
|
|
|
|
|
|
|
|
Renia258 - moja odpowiedź będzie bardzo stanowcza i może dla niektórych kontrowersyjna.
Od razu uprzedzam, że jeżeli ktoś uważa, ze mogłaby go urazić lepiej niech jej nie czyta, bo obrażania nikogo nie mam na celu.
W związku z tym, że od jakiegoś czasu wyjeżdżanie 'za pracą' za granicę stało się modne, mam wielu znajomych, którzy zdecydowali się na 'ulepszenie swojego życia' w ten sposób. A skończyło się to w każdym wypadku nie tak jak było w założeniu. Albo żona przytłoczona samotnym wychowywaniem dzieci i samotnym życiem wyjeżdżała do męża albo kończyło się to źle - nawet bardzo źle.
Na początku zawsze wyglądało to tak, ze były rozmowy telefoniczne po parę razy dziennie, czułe wyznania, stęsknienie itp. Jak to się mówi "krótka rozłąką wznieca miłość", ale... "długa ją osłabia"...
Z czasem mężczyzna przyzwyczajał się do 'kawalerskiego życia', swobody, braku domowych obowiązków a żona samotna i z dzieckiem tęskniła coraz bardziej. On oczywiście przysyłał kupę pieniędzy, no bo po to pojechał, przyjeżdżał raz czy dwa razy w roku do domu - oczywiście wtedy wszystko było odpicowane, wszystko chodziło jak w zegarku, żona mężusiowi usługiwała - no bo w końcu to szczególny gość - a on jak 'dobry wujek' przywoził dziecku jakąś drogą zabawkę na osłodzenie rozstania i na tym się kończyła funkcja tatusia. Po paru dniach wyjeżdżał i wszystko wracało do normy. Ale z czasem zaczynał chodzić z kumplami na piwko, wyrywać kobitki, w końcu znajdywał sobie jakaś dupę na miejscu no bo ile da się żyć samotnie. Telefony były coraz rzadsze ale pieniążki nadal wpływały na konto, no i nadal przyjeżdżał na święta. Rodzina funkcjonowała na niby, dziecko słabo rozpoznawało ojca - potrafiło mylić go z podobnym do niego wujkiem - żona znajdywała sobie 'przyjaciela' który ją pocieszał i do którego mogła się wygadać, no bo ile można znieść życie bez wsparcia mężczyzny. Rodzina się rozpadała, w trakcie spotkań na święta wszyscy marzyli, zeby ten teatrzyk się skończył jak najszybciej bo chcieli wrócić do normalnego życia. W końcu albo któreś z nich przyznawało się 'mam kogoś', albo po prostu wysyłało papiery rozwodowe. Znam też kilka przypadków, kiedy on stracił pracę i musiał wrócić do domu ale wspólne życie zupełnie im się 'nie kleiło' - dziecko nie akceptowało ojca, żona kochała już innego, on tęsknił do kochanki i kawalerskiego życia - i też w końcu się rozchodzili. I najzabawniejsze potem były te początkowe deklaracje 'my się kochamy, jesteśmy silni, przetrwamy to, z nami tak nie będzie' - wszyscy byli tacy naiwni.
Znam tylko jedno małżeństwo, gdzie dotarło do faceta w porę co się dzieje, rzucił pracę, wrócił do domu i sprawił, ze wszystko dało się jeszcze naprawić i od ponad roku są znów szczęśliwą rodziną.
A z własnego doświadczenia - mój Narzeczy miał pracę, która wymagała d niego wyjazdów na całe wakacje w delegacje do siedziby firmy. Ale żadne z nas nie wyobrażało sobie że praca może wymagać takiego poświecenia i rozłąki, więc moje Kochanie zalazło lepszą pracę a tamtą rzuciło.
Nie po to się z kimś wiąże żeby być słomianą wdową i mieć małżeństwo tylko na papierze, męża nie wiadomo gdzie i z kim a samej być na co dzień samotną matką bez czułości, miłości i wsparcia kochanego mężczyzny...
Renia258 - jeżeli ta praca i rozwój zawodowy jest ważniejsza dla Twojego męża niż bliskość Twoja i Waszego dziecka to bardzo Ci współczuję... Ja w takiej sytuacji jasno bym powiedziała - 'albo my albo praca - wybieraj co jest dla ciebie ważniejsze'. Jak wybierze Was to zostanie, jak wybierze pracę to i tak rola Waszej rodziny ograniczy się do przelewów na konto i odwiedzin dziecka kilka razy w roku więc lepiej rzucić na stół papiery rozwodowe, zarządzić wysokość alimentów i odwiedziny i zacząć życie od nowa bez tej całej szopki.
Ja wiem, ze życie czasami zmusza do wyrzeczeń ale ne wyobrażam sobie takiego życia 'razem a jednak osobno' i nie wyobrażam sobie sytuacji finansowej, która byłaby aż tak zła, żeby na coś takiego się decydować. Jak zostajemy - razem, jak wyjeżdżamy - też razem - rodzina powinna być najważniejsza, bo najłatwiej ją stracić.
Oby Twój mąż zmądrzał i przypomniał sobie co w życiu jest najważniejsze Całuję i trzymaj się jakkolwiek będzie! _________________
|
|
|
|
|
|
|
|
Reniu, nie zrozum mnie źle, ale Iśka ma dużo racji. Nie chodzi o to, żeby Ciebie nastraszyć, ale może pokazałabyś jej post mężowi, niech on tez zdaje sobie sprawę z zagrożeń. Ja sama od prawie 1,5 roku żyję w związku na odległość... Z tym że my jesteśmy młodzi, nie jesteśmy małżeństwem, nie mamy dziecka (!). Mój chłopak studiuje w innym mieście, ale widujemy się co tydzień na weekend (chyba tylko 2 razy zdarzyło się, że nie przyjechał na weekend). Teraz czeka nas jeszcze pól roku takiej rozłąki i będziemy już razem To są moim zdaniem dwa warunki przetrwania takiej sytyacji w związku: muszą być spotkania, powiedzmy, przynajmniej raz na miesiąc i termin, w którym ta rozłąka się kończy. Bo mieć męża za granicą "na stałe" wydaje mi się absurdalnym pomysłem. Nie mówiąc już o ojcu... Nie da się być ojcem na odległość.
Sama nie wiem, co Ci poradzić. Z jednej strony praca, pieniądze, spełnienie zawodowe to bardzo ważne w życiu rzeczy. Z drugiej jednak, człowiek, który decyduje się na ślub i dziecko, ma zobowiązania i nie może się po prostu od nich uwolnić, to jest odpowiedzialnośc na całe życie. Myślę, że zamiast krzyczeć, płakać i kłócić się z mężem, powinnaś przedstawić mu wszystkie te argumenty i uświadomić, że nie może podjąć takiej decyzji sam. Zapytaj go, jak by się czuł, gdybyś to Ty chciała wyjechac do pracy za granicę. Czy liczyłyby się dla niego pieniądze, gdyby został sam z domem i dzieckiem na głowie? _________________
Miłość trzeba budować, odkryć ją to za mało.
Paulo Coelho
Dobrze jest mieć głowę otwartą, ale nie do tego stopnia, żeby mózg wypadł na ziemię.
Lawrence Ferlinghetti
|
|
|
|
|
|
|
|
Wiesz - awans, spełnienie zawodowe - wszystko ok, ale jeżeli się ma rodzinę to przyjmuje się taką propozycję tylko jak jest możliwość wzięcia rodziny ze sobą.
Koleżanka mojej mamy wyjechała rok temu do Francji z 3 dzieci bo jej mąż dostał propozycję pracy w fajnej, międzynarodowej firmie i ustalili, że ją przyjmie, ale on jedzie wcześniej, załatwia im mieszkanie i formalności co do szkół dla dzieci a ona reguluje sprawy tu na miejscu (ktoś do opieki nad mieszkaniem i jego wynajem, odejście z pracy, szkoły dzieci itp) i przyjeżdżają do niego jak już wszystko będzie na miejscu załatwione i on zacznie pracę. Po dwóch miesiącach się przeprowadzili a teraz wpadają tylko do rodziny co jakiś czas, dzieci znają już język całkiem dobrze.
I jest sprawa załatwiona tak że i wilk syty i owca cała. W innym wypadku to nic innego, jak porzucenie rodziny. Bo nie da się wziąć od niej urlopu kiedy nadarza się lepsza oferta... _________________
|
|
|
|
|
|
|
|
"Nie po to się z kimś wiąże żeby być słomianą wdową i mieć małżeństwo tylko na papierze, męża nie wiadomo gdzie i z kim a samej być na co dzień samotną matką bez czułości, miłości i wsparcia kochanego mężczyzny..." z tym stwierdzeniem zgadzam się w zupełności, to mowie z obserwacji swojej mamy , wiem ze cięzko jest cokolwiek poradzic bo życie róznie się uklada, ja moge powiedziec tylko tyle ze na mnie to równiez się bardzo odbiło, i wlasciwie to nie wiem czy to wlasnie nie dzieci są najbardziej w tym wszytskim poszkodowane, gdyz nie mialy wogole wplywu na ta decyzję. Na początku kiedy bylam mala jeszcze tak tego wszystkiego nie rozumialam, natomiast teraz z perspektywy czasu ja czuję się temu winna ze moj ojciec tak bardzo się poswięcil... m. in dla mnie pomijając juz fakt jak bardzo mi go brakuje
edytowany: 1 raz | przez Malutka1 | w dniu: 06-12-2008 17:32
|
|
|
|
|
|
|
|
Malutka - ojciec jednego z moich byłych też był takim ojcem w rozjazdach. Ja na oczy widziałam go tylko raz a chodziliśmy ze sobą ponad 11 miesięcy, a sam D. mi opowiadał, ze jak był mały to nie potrafił poznać ojca jak przyjeżdżał do domu tylko dopiero jak się ubierał w piżamę to zaczynał go kojarzyć bo wiedział 'jaką tatuś ma piżamę jak jest w domu'... No a jak dorósł to był dla niego obcy facet wpadając raz za czas z wizytą - on miał mamę i babcię i tyle. Smutne są takie dzieci "bez ojców" - dziecko powinno mieć pełną rodzinę kiedy tylko to możliwe. A jak rodzice się kochają, są ze sobą itp to robić z dziecka 'półsierotę' w taki sposób to straszna rzecz... _________________
|
|
|
|
|
|