|
– Nigdy więcej nie waż się spuścić z niej oczu! – dodała Gabi, a słowa wypływały z niej lodowatym, mrożącym krew w żyłach strumieniem. – To jest twoja siostra i masz o nią dbać! Jesteś od niej star-szy, musisz być odpowiedzialny! Rozumiesz?! Patrz na mnie, kiedy do ciebie mówię! Powiedziałam: patrz!
Kolejne uderzenie. Potem następne i następne, aż Aaron cofnął się w róg samochodu, gdzie ciocia nie mogła go dosięgnąć, bo nie ma aż tak długiej ręki. Posłusznie wbił w nią przerażony wzrok. Na policzku miał odcisk jej dłoni, normalnie taki, jakby go narysowała. Odetchnęłam z ulgą, kiedy w końcu ciocia zajęła się uruchomieniem silnika, wciąż jednak mrucząc pod nosem:
– Jesteś taki sam jak twój popaprany ojciec! Nawet wyglądasz identycznie!
Kawałek drogi udało nam się pokonać w milczeniu. Potem Aaron chrząknął i stwierdził:
– Nie wolno ci mówić źle o tacie…
Gabi popatrzyła na nas przez ramię. W mojego brata wycelowała palec:
– Ostrzegam cię! Jeszcze słowo i wylecisz z samochodu!
Jechaliśmy w kompletnej ciszy, a ja ciągle łykałam łzy, które nie chciały przestać płynąć. Wsunęłam dłoń w rękę Aarona, żeby nie myślał, że ja też go nie lubię. W odpowiedzi spróbował się dzielnie uśmiechnąć.
Rozdział 2.
W słuchawkach eksplodował kawałek My Chemical Romance „Destroya”:
You don’t believe in God
I don’t believe in luck
They don’t believe in us
But I believe we’re the enemy
Kamienica, w której mieszkał Paweł, była już w zasięgu wzroku – skąpana w porannym jesiennym słońcu. Aaron, idąc niespiesznie chodnikiem, wsłu-chany w muzykę, minął kilku starszych chłopaków siedzących na placu zabaw na odartych z farby drabinkach. Cała trójka czujnie obrzuciła wzrokiem jego ciuchy, buty i białe słuchawki od iPoda, wy-stające spod włosów i ginące w kieszeni bluzy, a potem wróciła do rozmowy, sięgając po swoje piwa.
Drzwi otworzyła siostra Pawła. Oparła się o futrynę i zmierzyła Aarona rozbawionym spojrzeniem.
– Nie ma go, poszedł do szkoły. A ty? Nie powinie-neś być przypadkiem na lekcjach?
– Czekaj, czekaj. – Aaron wyjął słuchawkę z ucha. – Ja mam dzisiaj wolne.
– Fajnie. – Uśmiechnęła się z przekąsem. – Też bym chciała mieć wolne w poniedziałek przed połu-dniem. Chodź. – Przesunęła się, robiąc mu przej-ście.
W kuchni ciasnego, dwupokojowego mieszkania panował totalny nieporządek, gorszy niż kiedykol-wiek. Brudne garnki piętrzyły się w zlewie, rączka patelni wystawała z uchylonego piekarnika, wszę-dzie walały się opakowania po chipsach i paluszkach. W tosterze Aaron zauważył resztki spieczonych tostów, a cały stół zawalony był po-mocami do fryzjerskich działań Magdy.
– Uczę się przedłużania włosów. – Magda usiadła na stołku i podkuliła jedno kolano pod brodę. – Dzieciaku, nie chcesz posłużyć mi za modela? Mogłabym dorobić ci kilka dredów albo warkoczyków, czy co tam zechcesz...
Aaron zajął krzesło naprzeciwko niej, zdjąwszy uprzednio z niego kilka opakowań czarnych sztucz-nych włosów, które obejrzał trochę uważniej.
– Jeezuu! Co z tym robisz?
– Doczepiam, przedłużam! – Magda roześmiała się i oparła brodę na kolanie. – Masz zapalniczkę?
Pokręcił głową, chociaż przypominał sobie, że chy-ba jednak ma ją przy sobie. Siostra Pawła skorzy-stała z zapałek. Włożyła papierosa do ust i sięgnęła po saszetkę, z której wysypała na stół kilka poma-rańczowych zakończeń.
– Zrobię ci warkoczyki. Może być?
Zamiast na ozdoby Aaron zwrócił uwagę na jej pal-ce – szczupłe i długie, z tipsami w zielone paski.
Wiele lat temu Magda, jako starsza siostra Pawła, zamykała się przed nimi w pokoju i wrzeszczała, że mają się odpieprzyć i iść na dwór, ponieważ ten pokój należy bardziej do niej niż do brata. „Przy-jemności dwupokojowego mieszkania” – żartowała mama Pawła. Gdy Aaron miał czternaście lat, przegrał z chłopakami w karty i musiał wykonać wymyślone przez nich zadanie: przez pełne trzy minuty całować się z Magdą. Starsza o rok siostra Pawła w pierwszej chwili wyglądała na oburzoną, nawet nazwała ich palantami, ale dziwnie szybko dała się przekonać do zabawy. Położyła się na tra-wie i Aaron zauważył jej duże piersi, wyraźnie za-znaczone w opiętej bluzce. „No co jest?” – zapyta-ła, nie zważając na jego zakłopotanie, podczas gdy
|