|
Czyżby myśleli, że o nich zapomnę, chociaż od pięciu lat przesiadują w południe zawsze przy tym samym stoliku i na tych samych krzesłach? Laurent puścił do mnie oko, a siedzący obok Julien miał minę słodkiego cielęcia i kiwał z uznaniem głową. Laurent musiał mu wszystko wygadać, co zresztą było do przewidzenia.
Usadowiłam się na swoim miejscu po przeciwnej stronie. Na wprost miałam Laurenta. Patrzyłam na jego miłą twarzyczkę, mimo że w wieku czterdziestu lat na ogół nie ma się już miłej twarzyczki, tylko raczej męskie rysy. Wkrótce minie dziesięć lat, odkąd się znamy. Przez dziesięć lat patrzyłam w tę twarz prawie codziennie, a nawet przez pięć lat spałam z nią każdej nocy. I zawsze patrzyłam z przyjemnością. Laurent był dla mnie dowodem na to, że miłość nigdy nie wygasa do końca. Nawet jeżeli komuś się wydaje, że wychylił z jej kielicha wszystko do ostatniej kropli. Uśmiechnęłam się do niego radośnie i lekko pociągnęłam za ucho.
– Dzień dobry, pieszczoszku.
– Gratuluję mistrzyni. Jednak do niego wróciłaś.
– Daj spokój! Po prostu jestem szczęśliwa…
Starałam się, aby to zabrzmiało przekonująco, co przecież było karkołomnym zadaniem wobec tych badawczych oczu. Znał mnie na wylot i z reguły wiedział lepiej ode mnie, co myślę i najczęściej wiedział to przede mną. Ale tym razem wyglądałam przynajmniej na osobę zadowoloną, choć jeszcze nie na taką, którą spotkały najwyższe uniesienia. Nie znaczy też wcale, że nie troszczyłam się o swój związek. A jakże! Odrabiałam wszystkie zadane lekcje. Sporządziłam wszystkie zalecane zestawienia na „za” i „przeciw”, przeszłam każdy etap wynajdywania dziury w całym, spędziłam długie godziny na rozmowach telefonicznych z moją siostrą Elodie (zazwyczaj udzielającą złych rad). Starałam się nawet pilnie wsłuchiwać w siebie, jak mi radził Julien. Łatwo powiedzieć „wsłuchaj się w siebie”, kiedy od urodzenia jestem niezdecydowana i zawsze każdemu mojemu „tak” towarzyszy jakieś asekuracyjne „ale”. Więc takie „wsłuchiwanie” było okropnie irytujące. Wreszcie po bardzo skomplikowanych i dogłębnych przemyśleniach doszłam do wniosku, że siedem miesięcy z Christophe’em to było bardzo pięknych siedem miesięcy, a jedyne, co mnie niepokoiło, to tylko to, że chyba nie jestem w nim absolutnie, bez pamięci i do szaleństwa zakochana, ale (zawsze mam jakieś „ale”) naprawdę go lubiłam i było mi z nim dobrze. Kiedy się rozstaliśmy, przez ostatni miesiąc bez niego okropnie było nudno, a pewnie też trochę bałam się zostać sama. Co było ważniejsze? Nad tym należało się zastanowić. Jednak te rozważania zostawiałam chłopakom, którzy aż się do nich palili. Zaczęli wymieniać kolejne argumenty na „nie”, jakby to była sprawa życia i śmierci.
– Przecież wam się nie układało – stwierdził Laurent.
– A co ty możesz o tym wiedzieć?
– Ma rację – poparł go Julien.
– A co ty możesz o tym wiedzieć?
|