|
Zatrzymali się przed domem Szczerbickich, który wyglądał całkiem normalnie. Tylko z balkonu zwisało coś, co przypominało welon albo firankę. Na płytkach chodnikowych błyszczały jakieś maleńkie białe kulki. Alicja podniosła jedną z nich i obejrzała uważnie. To były perełki, z tych, które naszywa się na suknie ślubne. „Boże, co się tutaj dzieje?” westchnęła.
Zapukała do drzwi, bo wydawało się jej to bardziej stosowne. Gdyby ktoś jednak ją zapytał, dlaczego to zrobiła, nie umiałaby powiedzieć. Może podświadomie obawiała się, że dzwonkiem zakłóci spokój komuś umierającemu.
Drzwi otwarła matka Joanny, miała zatroskaną minę i widać było, że płakała.
— Dobrze, że tak szybko przyjechałaś — objęła ją. — Asia tak cię teraz potrzebuje…
— Ale co się stało? Miała jakiś wypadek? — dopytywała się niecierpliwie Alicja, idąc za Szczerbicką w głąb domu. W kuchni dostrzegła Beatę, która piła spokojnie herbatę.
— Co się właściwie stało?
— Cześć, dobrze, że jesteś. Musimy ją wywieźć do Żabiego Rogu. Piotr przyjechał z tobą? — rzuciła jednym tchem.
— Każ mu zatankować i niech będzie gotowy do drogi za jakąś godzinę. Niech nie wchodzi do domu, tylko czeka w samochodzie. Tutaj masz pieniądze na benzynę. Alicja, widząc, że nie czas na pytania, posłusznie wzięła gotówkę i wyszła do Piotra. Patrząc, jak odjeżdża w kierunku stacji, zauważyła, że kilku sąsiadów Joanny przygląda się jej uporczywie. Czym prędzej weszła do domu. Beata już na nią czekała.
— Usiądź i nie denerwuj się — zaczęła smutnym głosem.
— Wszystko ci opowiem.
Trzy dni temu Asia miała ostatnią przymiarkę u krawcowej, suknia przez te dwa lata zrobiła się trochę za ciasna i trzeba było coś tam przerobić. Po przeróbce leżała całkiem dobrze, Asia założyła też buty i welon, bo chciała po raz kolejny sprawdzić, czy wszystko pasuje. W tym czasie jej rodzice pojechali zapłacić za wesele i mieli jeszcze zawieźć do jakiejś dalekiej ciotki zaproszenie na ślub. Usłyszała dzwonek do drzwi i zeszła je otworzyć. Bardzo się ucieszyła, bo to Krzysztof przyjechał niespodziewanie. Nie zwróciła uwagi na to, że przywitał się z nią tak jakoś machinalnie. Poszli na górę.
— Ładnie wyglądam? Nawet nie widać, że ta suknia miała przeróbkę — mówiła radosnym głosem Joanna.
— Ślicznie, ślicznie… — odpowiedział Krzysztof nieswoim głosem. — Jesteś taka niezwykła…
— Bo będę twoją żoną? — zaśmiała się. — Inaczej byś się ze mną nie ożenił?
— Asiu, usiądź. Muszę ci coś powiedzieć — w jego oczach ukazały się łzy. — Nie możemy się pobrać. Ja… będę miał dziecko.
Zupełnie nie rozumiejąc, co ma na myśli, nagle spoważniała, widząc, że Krzysztof płacze.
— Co? Dlaczego? Nie możemy się pobrać? Przecież to już za trzy tygodnie!
— Pamiętasz, jak pojechałem w góry, kiedy ty miałaś jeszcze jeden egzamin do zdania? Tam były też dziewczyny i… ja… poszedłem z jedną do łóżka. Byliśmy ze sobą tylko dwa razy, ale ona jest w ciąży. I muszę się z nią ożenić — wyrzucił z siebie jednym tchem.
______________________________________________________
Objęły się i wycałowały. Usiadły razem i od razu zaczęły rozmowę, jak gdyby właśnie wróciły z kolejnego wykładu i znowu siedziały w swoim pokoju w akademiku. Dziesięć lat, które minęły od skończenia studiów, zdawały się dla nich nie istnieć. Znowu miały sobie tyle do powiedzenia.
(…) Alicja zawołała kamerzystę i zaczęła rozmawiać ze swoimi dawnymi koleżankami, chciała mieć nagrane ich wypowiedzi o tym, co się tutaj stało. Sama dodała na końcu komentarz, bezskutecznie walcząc ze łzami napływającymi jej do oczu.
— Studiowałyśmy razem przez pięć lat, ani ja, ani moje przyjaciółki nigdy nie spodziewałyśmy się, że po dziesięciu latach dowiemy się, kto o mało nie zniszczył nam życia. Chciałabym też, aby każdy zdawał sobie sprawę z tego, że czas spędzony na tym wydziale nie był sielanką. Nasze życie osobiste, wbrew temu, co opowiedziała przed chwilą nasza dawna koleżanka, także nie należało do łatwych. Każda z nas przeżyła tutaj trudne chwile…
Kiedy skończyła mówić i kamera została wyłączona, podeszły do niej Beata z Joanną.
— Byłaś świetna. Myślę, że nie powinnyśmy dłużej zwlekać z wyjazdem. W Żabim Rogu usiądziemy na tarasie i… dopiero tam skończymy nasz własny zjazd absolwentów.
— Joanna wyprowadziła przyjaciółki na korytarz.
|