|
Nawet nieomylnego producenta Jerry'ego Bruckheimera skala sukcesu nieco zaskoczyła. Bo to, że film nawiązujący do tajemniczych kart w historii Ameryki podbije Stany Zjednoczone, nie budziło wątpliwości, ale to, że tak bardzo spodoba się również w Europie, nie było wcale pewne.
Powodem tak wielkiego sukcesu (film zarobił w kinach na świecie ponad 347 milionów dolarów) mogła być, oprócz genialnej obsady, także genialna atmosfera na planie. Gwiazdor filmu Nicolas Cage z Jerrym Bruckheimerem spotkał się wówczas już po raz czwarty, p "Twierdzy", "Con Air - locie skazańców" i "60 sekundach". Nicolas jest laureatem Oscara i jeśli chce, może zagrać moim zdaniem dosłownie wszystko - mówił producent. - Może złamać publiczności serce i rozśmieszyć ją do łez. Dlatego jestem dumny, że współpraca między nami tak dobrze się układa. Nic dziwnego, że postarał się o tę samą ekipę także przy "Skarbie narodów: Księdze tajemnic".
Jednak Cage'a do pracy nad obiema częściami "Skarbu narodów" przyciągnęła jeszcze jedna, istotna okoliczność, być może nawet ważniejsza od osoby Bruckheimera. Znam doskonale reżysera Jona Turteltauba z czasów, gdy byliśmy nastolatkami. Chodziliśmy do tej samej szkoły średniej i wspólnie pobieraliśmy lekcje z wiedzy o teatrze. Szczerze mówiąc, to Jon dostał główną rolę w inscenizacji "Naszego miasta", a nie ja - śmiał się, snując wspomnienia, aktor. Reżyser zaś tak komentował znajomość z Cagem: Towarzysko, jeśli chodzi o gusta i usposobienie, byliśmy swoim przeciwieństwem. Ja byłem otwarty i pełen zaufania, optymistyczny. Bardzo lubiłem grać w musicalach. Nic był zamknięty w sobie, mocno zbuntowany. I takim w wielkiej mierze pozostał.
|