|
– Pełna jedność małżonków powinna być zasadą. My rozumieliśmy się bez słów. Oboje byliśmy zwolennikami przestrzegania prawa, mieliśmy wspólne cele i ideały.
– Jakie ideały?
– Byliśmy idealnym małżeństwem, czy to wystarczy?
Musiało wystarczyć, przynajmniej chwilowo. Komisarz najpierw tylko domniemywał, w miarę słuchania zyskał pewność, że tych dwoje dobrało się w korcu maku. Nie znaczy to bynajmniej, że skreślił Różę Pająkowską z listy ewentualnych sprawców. Tajemnicza śmierć jednego ze współmałżonków zawsze rzuca cień na drugiego. Dopiero śledztwo powinno ustalić, czy aby na pewno nie chodziło o pieniądze, miłość lub jej brak, zazdrość, chęć zerwania więzów i kilkanaście innych powodów. Za wcześnie było na wyciąganie wniosków, może poza jednym: po raz pierwszy w karierze zawodowej Dyna przesłuchiwał aż tak zagorzałą fanatyczkę prawa i praworządności.
– Podejrzewacie już kogoś? – spytała po krótkiej chwili milczenia. – Aspirant powiedział mi wczoraj, że mąż zginął od ciosu nożem w plecy. Macie narzędzie zbrodni? Są jakieś ślady? Nie rozumiem tylko, co miały znaczyć te rogi?
– Mam nadzieję, że powoli wszystko wyjaśnimy.
– Powoli!? – zirytowała się Róża. – Byłam funkcjonariuszem milicji, mnie uczono, że szybkie działanie to połowa sukcesu.
– Też zaczynałem w milicji. Mnie uczono, o ile pamiętam, że czas, owszem, bardzo się liczy, ale najważniejsza jest skuteczność.
– Mój mąż powiedziałby wam, że z taką filozofią nie zaszliście daleko. Po dwudziestu latach służby powinniście być nadkomisarzem albo i podinspektorem – zauważyła zgryźliwie.
– Cóż! – uśmiechnął się pogodnie. – Różni nas tylko jedna gwiazdka, a ja mam jeszcze trochę czasu na awanse. Mąż był policjantem?
– Komornikiem – odpowiedziała zwięźle.
|