|
- Och, na pewno. O ile sobie przypominam, musi to zrobić cztery razy w ciągu szesnastu dni. Albo szesnaście razy w ciągu stu dwudziestu ośmiu. A może chodzi o jakiś inny rytuał? Nie pamiętam. Koniecznie muszę odszukać ten referat.
Następne dni po rozmowie z doktor Marią Salazar nie wniosły do sprawy Deandry Wallace nic ważnego. Szpicle Jimmy’ego Paza i Cletisa Barlowa nie dowiedzieli się niczego. Nikt nie znał żadnego afrykańskiego dżudżu. Nikt nic nie widział, nikt nie słyszał o niczym, co miałoby związek z tą zbrodnią. Wprawdzie Barlow i Paz nie zapomnieli o sprawie, ale nowa jatka zepchnęła ją na drugi plan.
Trup, którym zajęli się dzisiaj, był za życia Sultaną Davis. Sultana mieszkała o ulicę na północ od Deandry Wallace, w identycznym budynku, z tą różnicą, że pomalowanym na wyblakły niebieski kolor. Gdyby nie to, że była martwa, jej zabójstwo nie przypominałoby nagłej śmierci poprzedniczki. Głównym podejrzanym okazał się Jarell McEgan, były przyjaciel, z którym zerwała. Poprzedniego wieczoru schlał się, wdarł do jej mieszkania, wywołał gwałtowną kłótnię, zadał dwadzieścia jeden ciosów nożem do mięsa, dopił alkohol, a potem chciał uciec samochodem, ale gdy przekręcił kluczyk w stacyjce, urwał mu się film. Tam znalazła go rano policja. Ubranie i ręce - to zawsze obciąża podejrzanego - miał zakrwawione.
McEgan zarzekł się, że nic nie wie o śmierci Sultany, nie wie, dlaczego jest zakrwawiony ani skąd się wzięły krwawe odciski jego palców na butelce wódki. W tej chwili, skuty kajdankami, chrapał na tylnym siedzeniu w wozie patrolowym, Barlow zabezpieczał dowody w mieszkaniu ofiary, a siedzący w otwartym samochodzie Paz szkicował w notesie raport ze śledztwa. W pewnej chwili ze wstydem pomyślał, że próbował wtłoczyć zabójstwo Deandry Wallace w ramy o wiele bardziej banalnego scenariusza, którego przykładem była dzisiejsza sprawa.
Barlow wyszedł z budynku z naręczem plastikowych torebek z dowodami, schował je do bagażnika i powiedział:
- Przyjrzyj się.
Paz wysiadł z samochodu.
- Ten dom - Barlow wskazał ręką na niebieski budynek - ma trzy piętra.
Paz ostentacyjnie je policzył.
- Tak, Cletis. Trzy. Twierdzisz, że nie masz studiów, a liczysz wybornie.
- „Jaki jest trzask ciernia pod garncem, taki jest śmiech głupiego”. Czy wyjrzałeś przypadkiem z okna mieszkania ofiary?
- Bo co?
- Mieszkanie Wallace jest na pierwszym piętrze od podwórza. Z prawie wszystkich mieszkań w tym domu, które są na drugim i trzecim piętrze, z kuchni i sypialni od podwórza dobrze widać jej kuchnię.
- Mam tu zostać i pogadać z mieszkańcami?
- Tylko z tymi, którzy są w domu. Wieczorem wrócisz i wypytasz tych, którzy teraz są w pracy. A ja tymczasem wkręcę naszego podejrzanego w tryby prawa.
- Napiszesz raport?
- Nie, ty to zrobisz. „Dobrze jest, gdy mąż nosi jarzmo w młodości”. Treny Jeremiaszowe, rozdział trzeci, wiersz dwudziesty siódmy.
|