|
Zamilkła, a jej spojrzenie odpłynęło. Paz czekał, zachowując neutralną minę. Gdy wreszcie podniosła wzrok, wydało mu się, że czyta w jego myślach.
- Pan nie jest wierzący, prawda, panie Paz? - spytała.
- Szczerze mówiąc, nie.
- No cóż, nie każdemu i nie stałe dany jest dar wiary. Powinnam jednak zaznaczyć, że granice pomiędzy czarami a religią są płynne. Poddanie się woli Boga nigdy nie było powszechne. Większość z nas woli mieć na Niego jakiś wpływ albo wiedzieć, co nas z Jego strony czeka. Można rzec, że santeria zaspokaja te potrzeby wiernych, którzy z nazwy są katolikami. Może ona niezauważalnie zmieszać się z czarami i wówczas pojawiają się narkotyki, klątwy, napoje miłosne. W tym właśnie kierunku poszło wudu, które ma tych samych przodków, co santeria. Przypominam sobie wywody sugerujące, że na obrzeżach kultury Jorubów mają miejsce ciemne praktyki. Tour de Montaille’a i innych.
- Słucham?
- To nazwisko. Charles Apollon de la Tour de Montaille był francuskim oficerem, który na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku dokonał opisów etnograficznych wielu ludów Afryki Zachodniej. W serii krótkich artykułów napisał o odkryciu wyznawców kultu, twierdzących, że to od nich plemię Joruba nauczyło się wróżbiarstwa Ifa. Ta sama grupa wspierała klan niezwykle potężnych czarowników. Nie pamiętam jej nazwy, ale przypominam sobie, że był tam rytuał, w którym składano ofiarę z ciężarnej kobiety. Nie wspomniał pan o tym, ale proszę powiedzieć: czy płodowi wycięto mózg?
- Tak - odparł Paz i po czaszce przebiegł mu zimny dreszcz. - A więc to okaleczenie kojarzy się pani z kultowym plemiennym rytuałem, opisanym przez francuskiego antropologa przed około stu laty?
- Tak. Niestety, nie pamiętam więcej szczegółów, wie pan, czytałam o tym na studiach, blisko wiek temu. - Zaśmiała się. - A przynajmniej takie mam wrażenie. Ale coś panu powiem. Znacznie później pojawił się artykuł. Zaraz, w czym? - Uderzyła się dłonią w skroń. - Mój Boże, początki sklerozy. Nie, nie ukazał się drukiem. Przysłało mi go do oceny pewne czasopismo i pamiętam, że cytowano w nim Tour de Montaille’a. Autor... och, jak on się nazywał? Nie przypomnę sobie. W każdym razie twierdził, że natrafił na ten sam kult, który Tour de Montaille opisał dawno temu. Wie pan co? Zaintrygował mnie pan, młody człowieku. Poszukam, może uda mi się odnaleźć ten referat. To coś pomoże?
- Na pewno. Będziemy bardzo wdzięczni. Przy okazji, czy jest pani w stanie scharakteryzować człowieka, którego szukamy? Co może lubić, a czego nie? Na przykład, czy ubiera się wyłącznie na granatowo i nie jada hamburgerów. Zakładając, że uważa się za czarownika tego typu.
- Rozumiem. No cóż, człowiek ten na pewno utrzymuje kontakty z Afryką i prawdopodobnie długo przebywał w Afryce Zachodniej. Nie lubi być fotografowany, sam sobie obcina włosy. Bardzo władcza osobowość, może stać na czele małej grupy, powiedzmy politycznej, albo na czele wielopokoleniowego rodu. Ważna jest dla niego liczba szesnaście.
- Szesnaście?
- Tak. - Doktor Salazar stuknęła palcem w opele. - Skoro używa tego. To święta liczba Ifa. Sądzi pan, że go złapiecie?
- No cóż, postaramy się, ale im więcej czasu mija od morderstwa, tym o to trudniej. Chyba że, nie daj Boże, zrobi to znowu.
|