|
dla których motocykle to zaledwie weekendowe hobby, wchodzi do baru, w którym on rezyduje ze swoim motocyklowym gangiem. Jack to Ray Liotta, a grupa mieszczuchów to John Travolta, Tim Allen, William H. Macy i Martin Lawrence, którzy spotkali się w nowej komedii "Gang Dzikich Wieprzy" (w kinach od 13 lipca).
Ray Liotta nie od dziś znany jest z wcielania się w role mrocznych, przerażających, milczących, nieprzewidywalnych typów. I tym razem jego postać nie należy do milutkich, choć aktor mówi ze śmiechem: Moje postaci - te, które stały po ciemnej stronie - zazwyczaj były tak ekstremalnie złe, że Jack to przy nich złoty chłopak. Nie da się jednak ukryć, że jego nowy bohater to twardy, wytatuowany harleyowiec, który nie znosi pozerów. Konfrontacja z takimi weekendowymi motocyklistami, jak tamta czwórka, jest więc tylko kwestią czasu.
Sam Liotta też ma w sobie coś mrocznego. Wspólna praca na planie z grupą żartownisiów, do jakich z pewnością zaliczają się Travolta i Allen, obfitowała w liczne tarcia i iskrzenia. Zapewne dlatego na ekranie relacja między nimi wygląda tak autentycznie. Liotta wspominał: Jestem milczkiem. Oni w ciągu dnia lubili się wygłupiać, szczególnie John i Tim, który stale żartuje. Denerwowali mnie, gdy byliśmy gotowi, by zrobić na przykład zbliżenie. Z zasady w takim momencie pozostali aktorzy przestają rozmawiać i dają nakręcić scenę, ale ci goście nie przestawali się wydurniać! My byliśmy gotowi do pracy, ale to oni decydowali, kiedy zaczniemy. Więc to oni zmusili mnie, żebym jeszcze bardziej na nich wrzeszczał. To było dobre, bardzo realistyczne i naprawdę pasowało do mojej postaci. Pytany o to, jak wobec tego udało mu się przetrwać zdjęcia w takiej atmosferze, Liotta zdradził: Ja po prostu znam swoje miejsce. Ludzie mają różne potrzeby, trzeba ich szanować i pozwalać im robić to, na co mają ochotę. Ja jestem bardziej ze szkoły Williama Macy'ego - zamknij się i rób swoje.
|