|
Dawniej Ayinde odrzuciłaby retorykę poradnika Priscilli jako reakcyjne, antyfeministyczne bzdury i może nawet cisnęła książką o ścianę. Ayinde po urodzeniu dziecka, Ayinde z Julianem w ramionach, prześladowana wspomnieniami z dzieciństwa, zdecydowana wychować swoje dziecko w sposób doskonały, a przynajmniej bliski doskonałości, i jeśli miała być szczera, postanowienie wynikało z trudności ze znalezieniem pracy, łyknęła to. Zakładając, że ktoś by ją, matkę z maleńkim dzieckiem zatrudnił, co takiego mogła dać jej praca, czego nie mogło dać dziecko? „Mój zawód to Matka „ - powtarzała. Mówiła to tylko do siebie. Raz popełniła błąd i wypowiedziała te słowa głośno przy przyjaciółkach i Becky o mało nie zakrztusiła się ze śmiechu, popijając latte.
Znów rozległo się pukanie do drzwi i do pokoju wszedł Richard, pachnący wodą po goleniu i mydłem. Luźne nylonowe spodenki do kolan opinały się na jego biodrach. Koszulka bez rękawów ukazywała umięśnione ramiona.
„Świetnie wygląda„ - pomyślała Ayinde, ale był to podziw podobny do tego, jakim obdarzała rzeźby w muzeum.
- Cześć, kochanie - powiedział, całując ją w czoło. - Cześć, człowieczku - dodał i pogładził Juliana po głowie. Przedstawił swój plan dnia - cały dzień spędzi w Temple, gdzie prowadzi krótki kurs dla graczy ze szkół średnich. Po kolacji spotka się z menedżerem i rzecznikiem prasowym, by omówić szczegóły warunków nowej karty kredytowej.
Ujął podbródek Ayinde i delikatnie ją pocałował. Poszedł do kuchni, gdzie czekały na niego gazety i koktajl, potem zapewne na zewnątrz, do samochodu z kierowcą, który miał go zawieźć do Temple, gdzie kilkudziesięciu uczniów oczekiwało na niego, podekscytowanych na samą myśl o tym, że będą oddychać tym samym powietrzem co wielki Towne.
Był piękny jesienny poranek, niebo jasne i niebieskie, liście klonów zaczęły zmieniać barwę. Ayinde prowadziła wózek z Julianem wzdłuż długiego podjazdu. Zastanawiała się, czy w Halloween przyjdzie do nich dużo przebierańców. Czy dzieciaki z sąsiedztwa odważą się podejść do drzwi, czy też Richard po prostu umieści ochroniarza w hummerze przy bramie ze skrzynką na listy z torbą cukierków.
O dziesiątej położyła dziecko na zalecaną przez Priscillę Prewitt drzemkę, wzięła prysznic, umyła zęby i ubrała się.
O drugiej pojechała do miasta na lunch z Kelly. Zjadły kurczaka z grilla i sałatkę z arugula we Fresh Fields. Dzieci w tym czasie siedziały w wózkach, nie zwracając na siebie uwagi.
- Jak praca? - zapytała.
- Dobrze! - odparła Kelly, przygładzając rzadkie, proste blond włosy. - Wciąż szukamy opiekunki, na razie Steve siedzi w domu z dzieckiem, ale jest dobrze!
Oliver zaczął się wiercić. Kelly podniosła go, powąchała pupę, skrzywiła się i sięgnęła po torbę.
- O Boże! O nie! Masz pieluszkę? I chusteczki? Steve zawsze tak robi. Wszystko zużywa i nie wkłada nowych. Jak mogłam wyjść z domu bez sprawdzenia?
|