|
Wiec niech się teraz ona ze mną meczy, żeby sprawiedliwie było. W końcu od tego są przyjaciele! No wiec śnił mi się Simon. Dla niewtajemniczonych, Simon to mój ex. Ex, który zapomniał ze mną zerwać (on zawsze dużo pracował i był w ciągłym biegu) a ja na jego urodziny poleciałam do Kalifornii, tym samym samolotem, co jego nowa dziewczyna. Zdarza się.
Simon, to był mężczyzna... O nie, nie będę o nim więcej pisać! Po raz pierwszy od „o ho ho albo jeszcze dłużej” mi się śnił. Byliśmy w Londynie. Mniejsza o szczegóły. Spytałam, dlaczego wtedy tak się zachował. (Wiem doskonale, dlaczego, i ta sprawa tak naprawdę wcale mnie nie meczy! Mojej podświadomości też nie!). Dowiedziałam się, że jest tatą trojki dzieci, z trzema różnymi kobietami. Ostatnie dziecko, syn, ma 15 miesięcy mieszka z mama w Tajlandii. Czasowo to się wcale nie zgadza, bo minęło już parę lat, ale on powiedział czy raczej insynuował, że zostawił mnie wtedy, bo ta kobieta zaszła w ciążę. Problem mam niemały, bo moje sny bardzo częsta się sprawdzają. Wiec, co to miałoby oznaczać? Że się spotkamy? Mało prawdopodobne! Nie wybieram się ani do Londynu ani do San Francisco (gdzie on mieszka).
Apartament był ciemny, ale nie przytłaczający. Wręcz przeciwnie. W „sile minimalista”. W szarości, tej pięknej szarości Armaniego.
- Aniu, bez sensu jest ten sen!
- Może oznaczać, ze za 6 miesięcy zajdziesz w ciąże i za 15 miesięcy urodzisz syna!
- Tak. Jasne. A Tajlandia?
- No... w Tajlandii zajdziesz w ciąże! Albo tam urodzisz.
- A Simon?
- To wcale nie musi być on! Może po prostu ktoś z twojej przeszłości.
|