|
8 godzin i 3 telefony później:
- Dalej i nic i dalej mi niedobrze. I głowa mnie boli.
- Weź tabletkę.
- Żartujesz chyba!? Dziecko mam truć?! Tym bardziej ze głowa mnie boli po drinku. Ale ze mnie matka! No i jesteśmy na etapie Bridget Jones, która obchodziła żałobę po utracie nigdy nie spłodzonego dziecka! Ania nie wie, czy obudziła się z mdłościami czy tez one ją dopadły jak zaczęła się zastanawiać czy jest jej niedobrze czy nie. W pierwszym przypadku byłby to objaw ciąży, w drugim lekkiego świrnięcia. Wczoraj o 3 nad ranem nie mogła spać (a leżała na plecach, żeby dziecka nie ugniatać, choć zawsze śpi na brzuchu bądź na boku!), wstała i zrobiła sobie drinka giganta. Zasnęła. Dzisiaj rano nie wytrzymała, zadzwoniła do Krzyska i powiedziała mu, że nie ma się, czym przejmować, ale ona się przejmuje.
Powiedział „Hm....” później „Hmmmmm” Po czym „Ale numer! ha ha ha" a na koniec „No nie przejmuj się!" Ania miała wątpliwości czy on zrozumiał, o czym ona mówiła. Wątpliwości rozwiane zostały sms’em którego treści przytoczyć nie mogę, ale powiem tylko, że zawierał dwa imiona: dla dziewczynki i dla chłopczyka. Ania zachwycała się tym, że właśnie w tej kolejności.
10 godzin i nieskonczna ilość telefonów później:
- On do tego buszu pojechał się zaszyć przede mną (płacz)
- Że, co?
Krzysiek nie pisze tak często jak kiedyś. Co oczywiście nie jest spowodowane brakiem zasięgu czy po prostu chęcią odcięcia się od wszystkiego przez kilka dni. On ją zostawił, bądź planuje ją zostawić. On nie pisze, bo pewnie jemu spędzony weekend nie spodobał się równie bardzo jak jej. On specjalnie zrobił jej dziecko, bo teraz z miną zadowolonego sadysty będzie patrzył jak ona tyje, płacze i topi smutki w coca-coli. On bawi się teraz z inną kobietą, skrzyżowaniem Pameli Anderson i Einsteina (uroda pierwszej, mózg drugiego). A ja pewnie za niedługo utopię Anię...
|